Steve Jobs. Oraz wszelkie naznaczenia z tym związane.

Witam Państwa ! Piątego dnia października 2011 odszedł ze świata Steve Jobs. Pionier informatyzacji, protoplasta mody na elektroniczne gadżety, wizjoner, oraz … „trudny” człowiek. Postać, która osiągnęła terabajty przestrzeni kosmicznej i ludzkiej, a jakby dłużej żyła, pewnie podbijałaby następne tereny życia swoimi wynalazkami (z ostatniej chwili – dowiedziałem się, że Jobs zaplanował strategię produktów na cztery następne lata ! – dop.aut.). Był to jednak ktoś więcej, z jego wypowiedzi wyłania się również osoba mądra życiowym doświadczeniem, oraz wyjątkowo spostrzegawcza, jeśli chodzi o metafizykę życia, pracy, pasji, oraz ponoszenia porażek. Dzielę się zatem swoimi astrologicznymi intuicjami, znacząco ubogacając cały artykuł o liczne wypowiedzi Steve’a Jobsa (w drugiej części artykułu, poniżej dostępnej).

Wiele z osób wspominających Steve’a może pomijać jedną, bardzo istotną rzecz – otóż… jest on dzieckiem adoptowanym. Intuicje związane z trudną przeprawą dzieciństwa potwierdza radix.

HOROSKOP STEVE’A JOBSA (aby powiększyć grafikę, proszę kliknąć):

Steve Jobs posiadał wszelkie wartości wizjonera, człowieka nie idącego na kompromis, oraz nosił piętno postaci tragicznej jeśli chodzi o wydarzenia rodzinne, oraz własny stosunek do pierwszego dziecka (ur. w 1978r.), którego nie chciał uznać – i uczynił to dopiero przed sądem.

Położenie władcy horoskopu, Merkurego, jest tu idealnym impulsem do zrozumienia radixu Jobsa. Otóż Merkury w Wodniku w domu piątym to nic innego jak informacja, zapis konceptualny, komunikacja (Merkury) podana w sposób innowacyjny (Wodnik), potraktowana jako element gry, zabawy, gadżet (dom piąty). Ów Merkury to kierunek rozwoju i wizja świata (Bliźnięta MC).

Zwróćmy uwagę na wątki z życia osobistego. Światła (nieobecni rodzice?) Jobsa są tu wyjątkowo nieaspektowane. Władca IV domu (tożsamość rodzinna? narodziny siebie?) idzie na aplikacyjne zderzenie z Uranem. Co ciekawe Jowisz (życie w zgodzie z samym sobą) jest w koniunkcji z Castorem, natomiast Uran w koniunkcji z Polluksem. W mitologii greckiej Castor jest śmiertelnym z braci, Polluks natomiast przeżywa go, posiadłszy dar nieśmiertelności. I z Jobsem staje się podobnie – jego relacje z samym sobą [Strzelec] i światem [Ryby] sygnifikowane Jowiszem, są przyczynkiem do samounicestwiania siebie (oraz spoglądania z pozycji wiary … w przeszłość swojego życia, co później wyjdzie na wierzch – dop.aut.). Lecz pamięć o Stevie Jobsie (Uran jako jutrzenka zmian) w postaci iPodów, iPhonów i wszelkiej maści owoców sygnifikowanych marką nadgryzionego jabłka pozostanie na wieki wieków.

Samo Apple Inc. wystartowało na kilku dobrych tranzytach dla Jobs’a – Uran w zerowym trygonie do Słońca (innowacyjna wizja), Saturn na Uranie (praca nad innowacją), Neptun sekstyl Merkury (duchowe namaszczenie talentów i powołania), oraz wyjątkowo dobre posadowienie Wenus tego dnia (01 kwietnia 1976).

— — —

Wspomniana wcześniej trudność w relacjach z ludźmi (zarówno w pracy, jak i w życiu prywatnym) obecna u założyciela Apple’a jest ukazana w horoskopie w kilku miejscach:

– Saturn w III (trudne otoczenie, ale też pragmatyzm wiedzy)

– Uran w XI (napięcie w grupach, ale też przewodnictwo)

– władca VII domu w kontakcie z tymże Uranem

– agresywny i mocno posadowiony Mars w VIII (wpływ na grupy interesów, aktywizacje, ale i liczne konflikty), wpływający na Księżyc w Baranie (emocjonalne „nie patyczkowanie się”, mówienie wprost)

Nie znam zbyt dobrze biografii Jobsa, ale symptomem wielkiej zmiany i transformacji zastygniętej tożsamości oraz świata wewnętrznego jest najprawdopodobniej Pluton przechodzący przez IC. Tenże Pluton jest tutaj Jeźdźcem Apokalipsy, posłańcem nowotworu, który zmieni wewnętrzny świat Steve’a. Ów jeździec zaprzągł swojego żelaznego konia i wyruszył do niedostępnej krainy Jobs’a dokładnie w 2004 roku, zasiewając śmiertelne nasiona. Zwraca uwagę fakt posadowienia Plutona dokładnie na wierzchołku XII domu. Ten ukryty wróg czaił się przez długi okres życia, wypatrując idealnego miejsca, by zaatakować. Miękkie podbrzusze to Imum Coeli, więc moment dzierzgnięcia wybrał sobie doprawdy wyborny.

—  —  —

Skupię się teraz obszernie na jednym, blisko piętnastominutowym filmiku [adres linku: http://www.youtube.com/watch?v=ogKQjHOVyzA POLSKA WERSJA JĘZYKOWA, oraz http://www.youtube.com/watch?v=UF8uR6Z6KLc ANGIELSKA WERSJA JĘZYKOWA ]. Steve Jobs opowiada w nim o trzech ważnych zdarzeniach życiowych, wygłaszając mowę w Stanford University.

Pierwszą z anegdot jest opowieść o niezaliczeniu całych studiów. Jobs wspominał o tym, że geneza jego studiów wynikło z silnego pragnienia biologicznej matki, niezamężnej studentki, która chciała, by jej syn przekazany adopcyjnym rodzicom, miał gwarancję skończonych studiów w przyszłości. Oprócz tego przyrzeczenia, zakładała, że jego przyszli rodzice będą mieli ukończone studia. Oni sami zaś mieli pragnienie adoptowania dziewczynki. Okazuje się, że marzenia obydwu stron wstępnie nie spełniły się, a Steve Jobs jawi się w tym świetle jako rezultat poważnego kompromisu. Adopcyjni rodzice w końcu wyrazili zgodę na przyjęcie noworodka płci męskiej, natomiast biologiczna matka po dłuższych oporach zgodziła się przekazać dziecko rodzinie, w którym nie było ani jednej osoby z dyplomem ukończonych studiów.

Przyszłość wskazała, że wybór rodziców był trafny. Byli oni oparciem dla swojego adopcyjnego syna, ponieważ nie szczędzili swojej, co sugestia wykazuje, niewysokiej pensji na dość bogatą uczelnię. Steve jednak zreflektował się, że uczestniczy w czymś, co ani nie powiększa jego wiedzy, ani nie zmienia jego życia, a marnotrawi oszczędności swoich rodziców. Decyzja ograniczyła się do rezygnacji z zajęć, które niczego nie dawały. Niespełniony student odnalazł jednak niszę, która okazała się fundamentem przyszłej pracy i strategii. Tą ważną lekcją, którą dostał na studiach, był kurs kaligrafii. To on sprawił, że przyszłość Jobs’a poszła w określonym kierunku. Sam wspomina: „Dowiedziałem się tam o czcionkach szeryfowych i bezszeryfowych, o zmiennych odstępach pomiędzy kombinacjami różnych liter oraz tym, co charakteryzuje kaligrafię”. Wszystko to było dla Steve’a Jobsa światem fascynacji, ale nie spodziewał się specjalnie, żeby to do niego powróciło. A jednak ! Po dziesięciu latach nauka kaligrafii była fundamentem kreującym styl komputerów Macintosh (oraz przy okazji … Windows).

Najważniejszą nauką z tej historii była kwestia: „NIE MOŻESZ ŁĄCZYĆ PUNKTÓW PATRZĄC W PRZYSZŁOŚĆ. MOŻNA JE JEDYNIE ŁĄCZYĆ, PATRZĄC WSTECZ”. Fundamentalny przekaz, jego historyczny wymiar każe spojrzeć na marną zdolność antycypacji losu przez człowieka (który mimo tego, że jest nieznany, zmierza w pewnym kierunku), oraz nieumiejętność adekwatnej oceny wydarzeń na gruncie ledwo co minionej teraźniejszości. Podobnie może się dziać z astrologią albo inną nauką duchową – niewidoczne są fakty przed ich zaistnieniem, dużo prościej tłumaczyć drogę, znając jej zakończenie. Lecz prawdziwe pytanie o życie nie tkwi w znajomości początku i końca, tylko w spojrzeniu na przeznaczenie, które jest łączeniem kilkunastu, kilkudziesięciu różnych punktów, albo przystanków granicznych (np tranzytów na dany okres czasu).

Wiara we wzajemną łączność tych punktów (tych sznureczków w labiryncie życia) umożliwia wytworzenie świadomości, która wzmacnia wewnętrzną wolę życia poprzez wiarę. Jobs powiada: „Musisz w coś wierzyć – w przeczucie, przeznaczenie, życie, karmę – cokolwiek”. Wzmacnia to jeszcze później : „To podejście nigdy mnie nie zawiodło i wiele zmieniło w moim życiu”.  

— — —

Druga historia opowiada o miłości i stracie („love and lost”). Jobs wyprowadza w niej zasadniczą tezę, że miłość do tego co się robi, potrafi przezwyciężyć zgryzotę, przeszkody, kłody losu rzucane pod nogi. Jego opowieść traktuje o wydarzeniach związanych z firmą Apple – wewnętrznym konflikcie, usunięciu z pracy, oraz triumfalnym powrocie. Steve Jobs w wieku około trzydziestu lat osiągnął szczyty, aby zostać zwolniony przez zarząd firmy, której był jednym z ojców. Odejście z firmy mocno go zdewastowało wewnętrznie, zastanawiał się nawet nad opuszczeniem Krzemowej Doliny.

„I’ve been rejected, but i’m still in love” – zostałem odrzucony, ale wciąż byłem zakochany (w tym co robię) – wspominał podczas mowy na Stanford University Steve Jobs. Co najciekawsze, po latach doszedł do głębokiego wniosku, że wyrzucenie z Apple’a było jedną z lepszych rzeczy, która mogła mu się przytrafić. Ma to szczególny kontekst w wymiarze tego, co Jobs rzekł wcześniej – teraźniejszości i przyszłości się nie ocenia, nie przeklina na kredyt. Zamiast tego, po latach, łączy się minione wydarzenia w sensowne punkty, spoglądając na nie konstruktywnym okiem. Miłość wobec tego co się robi, oraz nowa czysta karta („wszystko stracone”) umożliwiła osiągnięcie stanu „lekkości bycia początkującym” po raz wtóry. Nieskrępowana i niezobowiązująca wolność urodziła twórczość. Ta zaś zwieńczyła dzieło, zwane Pixarem (cenione i zyskowne studio animacji – dop.aut.). Los sprzyjał także Jobsowi w życiu uczuciowym i rodzinnym – Steve poznał swoją przyszłą żonę, która urodziła mu trójkę, już „legalnych” dzieci. Do pełni szczęścia dopisuje się zaś w tej historii powrót do … Apple’a.

Jobs podsumowuje tą kwestię następująco: „CZASAMI ŻYCIE UDERZA CIĘ CEGŁĄ W GŁOWĘ. NIE TRAĆ WIARY”. Najważniejszą wartością, która opierała się huraganowi zmian i wstrząsom życia była miłość do tego, co się robi. Zatem WIARA + MIŁOŚĆ DO TEGO CO SIĘ ROBI. To jest fundament życia wg Steve’a Jobsa. Wydaje się, że … nie tylko jego !

Pojawia się jeszcze stosunek do pracy. Aby być usatysfakcjonowanym, należy dobrze ją wykonywać. Jednak dobre traktowanie pracy może się udać tylko wtedy, gdy swoje zajęcie się lubi. Proste, acz zbawienne. Jeśli ktoś nie znalazł swojego ulubionego zajęcia, nie powinien stać z założonymi rękami, tylko SZUKAĆ…

Jobs wie, co mówi. Słońce w domu szóstym jest umiejętnością przechodzenia kryzysów, oraz perfekcjonizmem i oddaniem (Ryby) swojej wizji. Ta zaś ma jasny cel (Bliźnięta MC), który kieruje nas do przyjemności tego, co się robi (władca X w V). Zwróćmy uwagę, że V dom (przyjemności, radości) jest dwunastym etapem dla VI domu (rutyna, rytm, obowiązek). Pasja rozpuszcza w tym wypadku świat zastygłych i służalczych konotacji związanych z pracą. Człowiek cieszący się tym, co robi, przestaje traktować swoje działania jako obowiązek. Słońce w znaku Ryb, jako element zatracenia się w wizji pracy, oraz Merkury jako czysta radość majsterkowania dobrze się w kosmogramie Steve’a Jobsa do-uzupełniają. Tak rozumiana relacja z pracą będzie przypominać związek małżeński: „będzie Ci lepiej w miarę, jak będą upływać lata. Zatem szukaj, dopóki tego nie odnajdziesz. Nie odpuszczaj.” Radość (V) możesz odnaleźć tylko poprzez opuszczenie, albo unicestwienie dotychczasowego rytmu, w którym przeżywałeś kryzys (VI). W utracie nadziei i chaosie (XII) możesz znaleźć nową nadzieję.

— — —

Trzecia z historii jest najbardziej metafizyczna, traktująca o śmierci. Jak wiadomo, w 2004 roku, a dokładnie w lipcu, zdiagnozowano u Jobsa raka trzustki. Bez zbytniej przesady można powiedzieć, że dawano mu kilka miesięcy życia, ale jakiś cud (?) sprawił, że uleczono go (ze skutkiem siedmiu lat, co pokazała przyszłość – dop.aut.).

Ta historia jest najbogatsza w cytaty. Mówi Jobs: „Pamięć o tym, że umrzesz, jest najlepszym sposobem, który znam, by uniknąć pułapki myślenia, iż masz coś do stracenia. Jesteś już całkowicie obnażony. Nie ma więc powodu, byś nie podążał za głosem serca”.  W późniejszej części wystąpienia dodaje metafizyczne obseracje: „Przeżywszy to doświadczenie mogę powiedzieć wam teraz z trochę większą pewnością, że śmierć jest przydatną lecz CZYSTO INTELEKTUALNĄ KONCEPCJĄ: NIKT NIE CHCE UMIERAĆ. Nawet ludzie, którzy chcą iść do nieba, nie chcieliby umrzeć, by tam się znaleźć”.

Po czym wypowiada słowa, które są potężną klamrą, spinającą wszystkie trzy wątki. „Nie dajcie złapać się w dogmat, którym jest życie koncepcjami innych ludzi. Nie pozwólcie, by szum opinii innych zagłuszył wasz własny wewnętrzny głos. I co najważniejsze – miejcie odwagę podążać za głosem własnego serca i intuicji. One w jakiś sposób już wiedzą, kim naprawdę chcecie być”. Wszystko inne jest drugoplanową grą.

Na samym końcu wykładu Steve Jobs opowiada o okładce pewnego wydawnictwa, okazyjnie nazwanym zeń „Googlem lat siedemdziesiątym”. Na końcowej stronie wydania pojawiło się hasło STAY HUNGRY, STAY FOOLISH, co można przetłumaczyć jako: pozostań głodnym (nienasyconym), pozostań głupcem (nierozsądnym). Dla znawców tematyki tarota byłaby to pierwsza karta tarota zwana „głupcem”, symboliczny początek początków, rodzenie się od nowa. Człowiek nienasycony, głodny, poszukuje i idzie za swoim instynktem życia. Człowiek głupi nie boi się ocen, wpływu innych i w naiwności czerpie swą siłę. Te życzenia bycia HUNGRY AND FOOLISH należy przekazać wszystkim: począwszy od nauczycieli, szefów, mentorów, pracowników, a skończywszy na uczniach, tych co „stracili nadzieję” oraz czytelnikach. Mam nadzieję, że te ciekawe kwestie roztaczane przez Jobsa były warte spisania i przelania ich na papier. A ja w sposób znaczący zachęciłem do obejrzenia jego następnych filmików, albo do przeczytania książki, która zapewne okaże się bestsellerem roku.

– — –

Napisano: od 11/10/2011 do 02:25 dnia 12/10/2011

© Wszelkie prawa zastrzeżone. Nie wolno kopiować treści, ani przekształcać w dowolny sposób bez zgody autora.

> ASTROLOG SZCZECIN < Wykorzystano program astrologiczny Urania, autorstwa Bogdana Krusińskiego http://www.astrologia.pl/urania.html .

Jeśli interesuje Ciebie zamówienie horoskopu, albo rozmowa: KLIKNIJ TUTAJ

Trochę o sobie, dla zainteresowanych: TUTAJ

Comments

comments