Miłość i szczęście w horoskopach. Lub ich brak.

Witam Czytelników!

Motyw związków to bardzo wdzięczny temat, podejmowany przez astrologów w niemalże nieskończoność. Robi błyskotliwą karierę w książkach, na wykładach, podczas prezentacji i w licznych, często wdzięczących się felietonach. Prawdopodobnie jest tematem numer jeden jeśli chodzi o setki wątków na forach tarotowych, które hobbystycznie śledzę. Zapytania: “Czy będziemy jeszcze razem?“, “Czy jest sens o to walczyć?“, “Postawicie mi karty na gościa!“, czy bardziej napastliwe “Naprawdę nikt mi nie chce zrobić opisu?!“, to chleb powszedni takich folwarków publicznych. Towarzyszy temu często wydumana chwila głębokiego zamyślenia się i wydania ekscentrycznego wyroku. Po czym nadciągają nowe porcje narkotyku ezoterycznego. “To związek karmiczny!” “To karma! Nie może być inaczej!” “Byłaś kapłanką egipską!” “Byłeś faszystowskim oprawcą!” “Uciekłaś jako mężczyzna od żony!” “Robiłaś złe rzeczy!” “Ten zdradzający mąż, ta nieczuła żona, to “nagroda” / “kara” za poprzednie wcielenia”. Dramaty, moralitety, polecenia, duchowe bon moty i … pustka. Niby przekaz, ale jakoś dziwnie nie rozwiązujący sytuacji. Niby słowa współczucia, ale jakoś takie nieszczere. Puste jak pół litra. Kalorie są, ale żadnych sensownych wniosków. Pozwalam sobie na komfort erupcji wesołego sarkazmu, bo podejrzewam, że wiele osób zażyło w życiu takiego karmicznego dopalacza.


Szczerze podziwiając spektrum narzędzi i umiejętności ludzi, którzy są w stanie rozróżniać intensywność karmiczności w związkach. O “karmie” pisałem już z dziesiątkami osób. Każda widzi to inaczej. Bardzo popularne jest porównywanie Węzłów z planetami osobistymi i pogadanki przy kawusi o karmiczności związków. “Początkujący” uwielbiają to robić. “Zaawansowani” wiedzą o tym. No to spoglądam na pięć położeń Węzłów Księżycowych osób, z którymi łączyły mnie różne intensywne relacje, które “dały wycisk” mojemu mięśniowi sercowemu. Miałem 11, 21, 26, 35 i 37 lat. Sępy miłości miały wartościowy pokarm z mojej duszy. Patrzę i co widzę? ZERO połączeń z moimi światłami, jakąkolwiek planetą osobistą, osią główną. Żadnej szanującej się koniunkcji czy opozycji. Jak to?! Taka smutna refleksja – to moje życie mało karmiczne? Nadzieje niekarmiczne? Pulsująca krew niekarmiczna? Ból odrzucenia niekarmiczny? Twojsze bardziej karmiczne niż mojsze? Niekarmiczny Werter? I tyle smutku zmarnowanego na nic? Żadnej sagi? Żadnej epopei? Nie, nie będziemy się licytować, czyja karma bardziej karmiczna! Naprawdę da się ciekawie pisać o sprawach sercowych bez tych ezoterycznych szlagierów i megahitów.

Zamiast podziwiania swojego ezoterycznego, wewnętrznego bohatera zawodów miłosnych zaproponuję bardziej przyziemne, psychologiczne ujęcie. Poświęciłem temu artykułowi trochę pasji oraz czasu i byłoby niepożądane, żeby zachęcał on biednych czytelników do chadzania w kostiumie Karmicznego Megahitu im. Narcyza. Wyrażam nadzieję, że większość publiczności opowieściami o karmie już jest wystarczająco rozleniwiona i czeka na jakąś porcję mentalnego wysiłku. Czas wypuścić się na nowe terytoria i wyjść z salonu strojenia swojej duszeńki w baśniowe laurki. Spróbuję tym wpisem spiąć pewną historyczną klamrę i otworzyć nowe horyzonty. Śmiem sądzić, że dynamika spoglądania na relacje międzyludzkie wymaga pewnej rewizji i wpuszczenia świeżego powietrza co kilka – kilkanaście lat. To, co wydawało mi się ważne kilka lat temu, jest inaczej widziane z mojej współczesnej perspektywy. To chyba dobrze, że życie nas uczy i zmienia nastawienie do spraw ważnych?

*


Dużo czasu spędziłem na zastanawianiu się (ach, ta moja krytykancka obsada znaku Panny!) czy większość z prezentowanych poglądów i opinii dotyczących losu i charakteru ludzkich związków nie została uwarunkowana jakimiś ukrytymi założeniami. Przecież lata wychowania (konserwatywnego czy liberalnego) i kulturowy wpływ (religia, otoczenie wielkiego miasta lub małej wsi, edukacja szkolna czy polityka) zawsze odciskają jakieś piętno w umyśle takiego astrologa czy tarocisty. Nawet wieloletni praktycy (w tym psychologowie) nie mogą uciec od tego ryzyka bycia nasączonym poglądami, które tak naprawdę nie należą do nich, tylko są powtórzoną matrycą pożądanych reakcji.

Daje się zauważać sporo powierzchownych opinii, które nie do końca są autonomiczne i przemyślane. Niestety czy stety, astrologowie i ezoterycy są „normalnymi” ludźmi z inwentarzem życia osobistego, raz lepiej, raz gorzej funkcjonującego. Nie traktujcie ich jak półbogów, ich życie prywatne nie wygląda jak okładka z religijnej broszurki „Przebudźcie się!”. Jeśli pragniecie znaleźć oparcie, a Wasz „doradca” idzie w kierunku autorytetu moralnego, grozi Wam przejęcie jedynej, słusznej matrycy obyczajowo – towarzyskiej. Wydaje się, że sporo profetów posiada swoją radosną twórczość dotyczącą organizowania prywatnego życia innych osób, choćby nawet w sposób podświadomy. To nic szczególnego. Większość ludzi cierpi na tą przypadłość. Znałem sporo homofobicznych, obskuranckich czy psychologizujących diagnoz, które zrobiły więcej szkody, niż pożytku.

Dlaczego uwarunkowania pod postacią „moralnych kodów” są tak ważne i stanowią zagrożenie dla diagnozy? Ponieważ okazują się być decydujące np. w definiowaniu, czy opisywany przez astrologa związek jest „dobry”, „zły”, „bardzo dobry”, lub „bardzo zły”. Gdy więc opisujemy, czy związek księcia Williama, Zbigniewa Zamachowskiego, królowej Elżbiety czy syna Zenona Martyniuka jest „dobry” lub „zły”, dokonujemy filtrowania przez naszą podświadomość. Podam przykład kilku takich błędnych kodów, które dla wielu osób z założenia świadczą o jakości związku:

a) Związek długotrwały świadczy o co najmniej umiarkowanym szczęściu dwóch osób. Jeśli para jest długo ze sobą, to znaczy że jest im ze sobą „dobrze”, jeśli jest bardzo długo, to jest im ze sobą „bardzo dobrze”,

b) Dobry związek kończy się małżeństwem. Jeśli tego nie ma, wówczas „jedna strona nie dość ufa drugiej i czeka na jakąś następną okazję, czy nowy związek”,

c) Dobre małżeństwo wiąże się z posiadaniem potomstwa (bo niewiele można wymienić związków bezdzietnych i szczęśliwych),

d) Małżeństwo odwiedzające swoich rodziców i teściów jest bardziej szczęśliwe, niż małżeństwo izolujące się od nich (w końcu opowieści o „niedzielnych obiadkach” lub wiele głównych scenariuszy serialowych nie wzięły się znikąd),

e) Jeśli ludzie nie chwalą się na zewnątrz swoim szczęściem (np. poprzez huczne wesele, chrzciny, fotografie dziecka czy inne uroczystości), to prawdopodobnie jest ono mniej szczęśliwe, niż jest w rzeczywistości; analogicznie – im więcej takich słodkich fotografii i wywiadów, tym lepiej im się żyje we dwójkę. Ktoś się oburza? Proszę spojrzeć na to, co ma największe zasięgi i największą liczbę entuzjastycznych reakcji na portalach społecznościowych. Śluby, narodziny dziecka, ciąża, wspólne wakacje.

f) Osoba „po rozwodzie” jest kimś gorszego sortu, co w pewnych kręgach nawet dyskwalifikuje szansę na związek dobrej jakości. Przypadek Meghan Markle wobec historii z Wallis Sampson pokazuje jaka transformacja świadomości ludzkiej przy okazji tego zjawiska następuje. Ale stereotypy nie znikają.

*

Przy zastosowaniu powyższych kodów kulturowych dochodzi do dziwnych sytuacji, w których ewidentnie źle funkcjonujące małżeństwa otrzymują parasol immunitetu społecznego. Z perspektywy fałszywych skryptów społecznych „wytrzymanie razem” przez 20 – 30 lat świadczyć miałoby więc o dojrzałości, mądrości i poważnym podejściu dwóch ludzi. Również „trwanie w małżeństwie” w wypadku „zdrady” czy „wygasania miłości” świadczyć by miało o działaniu roztropnym, priorytetowo traktującym „dobro dziecka” czy będącym formą najlepszego możliwego kompromisu. Czy oby wyniesione na piedestał dziecko nie staje się przypadkiem rozgrzeszeniem wobec nieumiejętności walki o swoje osobiste szczęście?

Oj, sporo ryzykuję. To bezczelność niepokoić kogoś pytaniem, czy jest szczęśliwy w związku. Proszę w ramach rekompensaty przyjąć tego mema. Mema absurdu



Tego rodzaju kody, uwarunkowania i tłuczone do głowy światopoglądy uniemożliwiają nam przynajmniej częściowo obiektywną ocenę relacji. Wyobraźmy sobie, że horoskop ślubu wygląda np. dobrze, lecz dwójka ludzi rozstała się po 10 latach. Natomiast inny horoskop ślubu wygląda np. źle, a para jest ze sobą np. 40 lat. Ba! Może ma nawet czwórkę dzieci i wyglądają na zdjęciach lepiej, niż celebryci, którzy są bohaterami niezwykle głębokich analiz psychologicznych na podstawie uśmiechów z kolorowej okładki jakiegoś czasopisma dla pań. Spójrzcie, jak oni się kochają!!


Mamy tutaj przykład takiego małżeństwa zgodnego z kodami oczekiwań kulturowych. Myślę, że sporo pań w roku 1947 zazdrościło sukni ślubnej i “Wielkiej Miłości”, a współcześnie to wydarzenie byłoby hitem niejednej telewizji śniadaniowej. W niej oczywiście znalazłoby się miejsce dla zachwyconego tymi świecidełkami astrologa, który by powiedział w ramach standardów psychologii pozytywnej, że data i godzina ślubu są „cudowne”. Nie. Proszę, skończmy z tymi ciuciubabkami!

Bierzemy na warsztat horoskop Cudownego Ślubu królowej Elżbiety i księcia Filipa. Dysponujemy dokładną godziną uroczystości, bezpośrednio potwierdzonej na stronie brytyjskiej monarchii. Jest 20 listopada 1947 r., godzina 11:30, Londyn.

horoskop ślubu Elżbiety II i księcia Filipa ustawiony na 11:45


Myślę, że niczym szczególnie odkrywczym nie będzie tutaj przesunięcie o około 15 minut do przodu z tytułu „czynności formalnych”, które doprowadzają do kwintesencji ślubu, jaką jest przysięga małżeńska. Być może ceremonia przedłużyła się jeszcze 10 minut, co nie stanowi też wielkiego przetasowania w kwestii głównych osi. Co zauważamy?

1. Idealne dopasowanie ślubu małżeństwa do kosmogramu samej Elżbiety II [jej horoskop ->TUTAJ]. Pokrywające się osie. Słońce małżeństwa na jej Saturnie. Księżyc małżeństwa na jej urodzeniowym Jowiszu. Astrologu, maczałeś w tym palce, czy nie? Dobrze Ci wyszło, małżeństwo ma ponad 71 lat stażu. Niewiarygodne!

2. Władca ASC, oznaczającego Pana Młodego, to Saturn. Saturn znajduje się tutaj w domu siódmym ślubu, co możemy rozumieć dwojako: nie pozwala rozwijać zbytnio skrzydeł mężowi (musi stać w cieniu swojej żony). Jednocześnie jednak tenże Saturn w domu siódmym jest zgodny z saturniczną naturą królowej, którą reprezentuje dom siódmy oraz Księżyc. Saturn to trwałość tego związku i sztuka balansowania pomiędzy władzą i małżeństwem. Opozycja Księżyca i Saturna w horoskopie tego ślubu nakłada się symbolicznie na oś Koziorożca – Raka w horoskopie urodzeniowym Elżbiety II.

3. Mamy zatem w horoskopie ewidentne wzmocnienie Saturna (na nim Słońce i MC ślubu) i Jowisza (na nim Księżyc ślubu) Elżbiety, przy jednoczesnym dramacie samego Księżyca, który znajduje się w opozycji wobec malefików. Księżyc ślubu jest w 22 stopniu Wodnika, tymczasem Saturn w 22, zaś Mars w 25 stopniu Lwa. Oj, jednak fatalny to Księżyc, zważywszy na to, że zmierza do kwadratury ze Słońcem! Żartowałem z tym astrologiem w podpunkcie pierwszym. Nie, musiał on zajmować się mniej prestiżowymi przypadkami tego dnia. Z perspektywy horoskopu ślubu jest to ewidentnie zły przykład. Tak się jednak ładnie złożyło, że dla celów monarchii i pozycji królowej ten horoskop wykazuje cechy wzmacniające. Pani Elu, woli Pani karierę, czy miłość? No, zdecydowanie cenię sobie wybór korony imperium, w którym nie zachodzi słońce, jest on atrakcyjną perspektywą. A miłość? Cóż. Po prostu “nie będę tego okazywać”. Miłość jest dziecinna. Panowanie to znacznie poważniejsze zajęcie – odrzekła saturniczna królowa. Kochać to ja mogę co najwyżej swoje pieski corgie.

4. Merkury w tym horoskopie jest władcą dzieci w podwójnym znaczeniu: symbolicznym jak i zawiadującym domem piątym. Jest on w znaku płodnym, w Skorpionie. Ciekawostką („diabeł tkwi w szczegółach”) jest fakt dziwnej zbieżności Punkt Fortuny ślubu (okolice 19 Barana) na Punkcie Dzieci Elżbiety II (też okolice 19 Barana), co jest prawdopodobne przy ryzyku “rozjechania czasowego” dla jednego lub drugiego kosmogramu.

5. Tutaj też odwołam się do świetnego cytatu z Vivian Robson („Astrologia elekcyjna”, seria Biblioteki PTA pod red. P. Piotrowskiego, do kupienia ->TUTAJ), s. 67: „Księżyc w żadnym wypadku nie powinien aplikować do Saturna lub Marsa, nawet do harmonijnego aspektu, gdyż niszczy to miłość i zgodę; te planety wskazują na dysharmonię za sprawą kobiety”.
Pasuje do Elżbiety II? Wydaje się, że raczej tak.

Istnieje wiele opisów, które zgadzają się ze stanem faktycznym tego, co rozegrało się później w życiu “szczęśliwych małżonków”. Według rzetelnych biografów Elżbieta poświęciła się bez końca panowaniu na brytyjskim tronie, które stało się jej wyzwaniem już cztery lata po ślubie (król Jerzy zmarł w lutym 1952 r.). Wówczas do głosu, możemy powiedzieć, doszedł jej urodzeniowy Saturn (przypomnę, na MC jej horoskopu natalnego), który ustawił resztę jej życia pod autorytatny styl rządzenia. W sprawowaniu władzy swojego męża do głosu nie dopuszczała, co stało się jedną z przyczyn ochłodzenia ich relacji na następne kilkadziesiąt lat. Można powiedzieć, że swoim uporem podporządkowała najpierw wolę swoich rodziców na zamążpójście (a byli oni przeciwni temu zamiarowi), aby następnie zrobić ze swojego przystojnego męża wizytówkę przykładnego związku przez następne kilkadziesiąt lat. Więcej informacji można dowiedzieć się w artykule „Kulisy nieszczęśliwego małżeństwa Elżbiety II”.

Nagłówek wprowadzający do niego brzmi: Elżbieta II miała pełne prawo, by nienawidzić swojego niewiernego męża. Zamiast tego zakochała się w monarchii i trwa w smutnym małżeństwie. Jego kulisy były długo przemilczane. Teraz to się zmienia.

I jeszcze: Peter Morgan, brytyjski scenarzysta serialu, pokazuje światu obraz inny od dotychczasowych ociekających lukrem biografii monarchini i jej męża. – Chciałem przedstawić Filipa w nowym świetle, tak jak nie był do tej pory prezentowany. Myślałem zresztą, że wszyscy wiedzą, że Filip zdradzał królową – mówił Morgan w wywiadzie dla “The Times”.

(…) “Filip ma romanse, a królowa nauczyła się to tolerować. Uwielbia on zwłaszcza młode, piękne arystokratki” – pisze wprost historyczka i biografka Sarah Bradford. Trudno oczywiście o dostęp do tajemnic brytyjskiego dworu, ale wiarygodne relacje, na które powołują się ci i inni autorzy, nie pozostawiają wiele wątpliwości. Filip jest nagi, choć – ku swojej rozpaczy – nigdy nie został królem!


Gdyby spojrzeć na losy tego małżeństwa biorąc pod uwagę liczne kody kulturowe, powinniśmy traktować je jako „udane”. Przecież spełnia ono warunki kluczowe, będące punktami odniesienia dla tego typu ocen: trwałość związku to ponad 70 lat, do tego czwórka dzieci i brak jakiegoś skandalu czy nieszczęścia, o ile nie będziemy zanadto skupiać się na życiu prywatnym dzieci, np. księcia Karola. Czyż nie tak większość pokolenia, choćby naszych rodziców czy dziadków wyobrażało sobie ideę małżeństwa?

Możliwe jest w takich przypadkach zaistnienie sprzeczności interpretacyjnej. Niektórzy sądzą, że pojęcie tzw. „miłości” czy „wspólnoty emocjonalnej” jest podejściem infantylno – młodzieńczym i taki rodzaj idealizacji nie powinien dotyczyć dwójki dorosłych ludzi, którzy wiedzą jaki „układ” ich czeka. Być może osoby te stworzą zatem jakieś fajne i pozytywne interpretacje dla ślubu Elżbiety II i Filipa, obruszając się na to, że dwa malefiki (Mars i Saturn) w domu siódmym to moje “czepialstwo”, zaś negatywna recepcja pomiędzy Słońcem (w znaku upadku Księżyca) i Księżycem (w znaku wygnania Słońca) to złośliwości rodem z astrologii tradycyjnej.

*


Z zarzutami mojego “nieoptymistycznego podejścia” spotkałem się przy okazji tworzenia notatki [-> TUTAJ] dotyczącej ślubu Aleksandry Kwaśniewskiej i Kuby Badacha. Przypominam z tej okazji kosmogram dla tamtego wydarzednia.

horoskop ślubu Aleksandry Kwaśniewskiej i Kuby Badacha ustawiony na 18:55, 22.09.2012


Saturn w domu siódmym? Księżyc w kursie próżnym, zmierzający do znaku swojego wygnania i do kwadratury ze Słońcem? Władcy ASC i DSC, gdzie Wenus peregrynuje i niespecjalnie korzystnie prezentuje się względem Marsa? Rozumiem, gdyby tą interpretację przeprowadzono w „duchu astrologii humanistycznej”. Ta zawsze starała się ustawiać optymistyczny woluntaryzm w kontrze do deterministycznych praw astrologii tradycyjnej. Lecz trudno jednocześnie być tradycjonalistą i antytradycjonalistą w jednej sprawie! Przyjęcie postawy optymizmu interpretacyjnego wobec horoskopu tego ślubu jest niczym stanie w rozkroku. To nie jest dobry horoskop. Nie ma to nic wspólnego względem sympatii czy antypatii do pary młodej, tak jak nie roszczę sobie jakiegoś szczególnego stosunku emocjonalnego do królowej brytyjskiej. Po prostu jest to zły horoskop ślubu, ze szczególnym uwzględnieniem trudniejszego położenia panny młodej, która teoretycznie posiada więcej władzy (Mars w domu siódmym), ale nieszczególnie się z tego tytułu cieszy (złe kondycje Wenus, Księżyca czy nawet Merkurego w związku z gwiazdą Vindemiatrix).


Nie ma znaczenia tutaj staż, dorobek materialny czy liczba sukcesów zawodowych. Można być wszakże mężem królowej (jak książe Filip) i niekoniecznie cieszyć się szczęśliwym małżeństwem. Można być żoną Lecha Wałęsy i słuchać jego szczerych wywiadów. Np takich [-> ŹRÓDŁO]

Zapytany o miłość powiedział wprost, że na takie rzeczy czasu nie było: – Na to nie było czasu. Przy takich dużych rodzinach, przy robotniczym życiu nie ma takich zabaw. Tak się bawią intelektualiści. W robotniczych rodzinach są proste reguły gry.


Śmieszno i straszno? Bywa. Można świetnie wyglądać, tworząc na zewnątrz pokazową relację „dla ludzi”, aby w rozmowach osobistych mówić kompletnie co innego (a mało to odbywa się takich rozmów prywatnych?). Związek ten jest też trudno ocenić z perspektywy „braku dziecka”. Ani jego obecność, ani nieobecność nie powinny mieć w ogóle wpływu na ocenę kondycji związku. Chociaż portale plotkarskie robią za recenzentów tej relacji i wyrażały tęsknoty już ledwo kilka miesięcy po ślubie („Mówię do Oleńki, by nie czekali z dzieckiem zbyt długo, bo teraz jesteśmy silni i możemy im pomóc” – wyznaje Jolanta Kwaśniewska w wywiadzie dla tygodnika “Viva” w grudniu 2012 r.), nie możemy sugerować się tak powierzchownymi wywiadami. Zostaje nam tylko horoskop ślubu, którym dysponujemy. Niestety, zdaje się być gorszy niż lepszy, co nie jest moją intencją. Tak jak nie jest moją intencją banalność faktu, że oprócz sytuacji dobrych pojawiają się również w życiu sytuacje złe

*

Na szczęście „zło” nie rości sobie całkowicie monopolu na scenie życia osobistego. Istnieją związki co do których miewam ostrożne przypuszczenie, że mogą być one prawdopodobnie dobre lub zmierzają do nieokreślonej doskonałości czy spełnienia. Rzecz jasna, dalej nie mam stuprocentowego przekonania, czy osoby przeze mnie rozpatrywane mówią znajomym i zainteresowanym mediom dostateczną prawdę, czy są szczere same ze sobą lub nie ukrywają przed otoczeniem lub bliskimi niewygodnych faktów. Prawdopodobnie małżeństw z „kwitnącą miłością” lub jakimś tajemniczym „porozumieniem dusz” jest mniejszość, zatem odnalezienie horoskopów dobrych, wieloletnich małżeństw jest zadaniem trudniejszym. Zwłaszcza teraz, po wyczyszczeniu umysłów z przymusowych, obowiązkowych skryptów społecznych takie odnalezienie autentycznie szczęśliwych par proste nie jest. W wielu wypadkach istniejące kody społeczne stopują lub uniemożliwiają roztropne rozstanie się i podjęcie ryzyka odszukania „lepszej osoby”.

Trudno o szczęście w pierwszym, czy nawet drugim poważnym związku, kiedy często znajdujemy się na dość niskiej świadomości wyrażania i znajdowania własnych (i cudzych) potrzeb doznawania szczęścia i komfortu emocjonalnego. Czego wymagać od osoby dwudziestokilkuletniej lub młodszej? Co ona wie o życiu osobistym, kiedy czeka ją jednoczesna walka o własną tożsamość, karierę, wybory życiowe i względną autonomię emocjonalną, zwłaszcza wobec rodziców, z którymi mieszka nawet do 40% ich dzieci około trzydziestego roku życia? Późniejsza droga do szczęścia to ciągła próba określenia czegoś, co tak naprawdę nie wiadomo dokąd zmierza (oprócz wiecznej kurateli nad świętą triadą: dom, dziecko, kariera), nie dając spokoju i szans na uzyskanie odpowiedzi, czym jest szczęście w związku i czego się w nim naprawdę szuka.

Gdyby tego zadowolenia, spełnienia i realizacji w relacjach osobistych było dość, to prawdopodobnie dowiedzielibyśmy się szybko o bankructwie portali plotkarskich, upadku seriali wenezuelskich i braku dotacji na komedie romantyczne+. Nie byłoby fenomenu sprzedaży kiczowatych “50 twarzy Greya” czy hitu dla podstarzałych nastolatek pt. “Saga Zmierzch“. Możliwe, że nawet piosenka „Weź nie pytaj, weź się przytul” nie zdobyłaby tak wielkiej popularności, ponieważ ludzie spełnieni matrymonialnie nie potrzebowali by takiej ckliwej projekcji jakiegoś tam wymarzonego scenariusza.

Być może jakieś muzeum obyczajowości musiałoby przyuczać do zawodu kochanka lub kochanki, ponieważ w spełnionym emocjonalnie (i cieleśnie) społeczeństwie taka profesja byłaby równie pożądana, jak np. filozof, astrolog lub futurolog w XXI wieku. Szczęśliwie dla fachu kochanki lub kochanka, nie zanosi się na mniejszy popyt w tej profesji emocjonalnej, chociaż coraz większym zagrożeniem stają się multimedialne lalki, idące w stronę humaniodalnych androidów.

https://pixabay.com/pl/images/search/sexdoll/

*

Jeśli już próbujemy odnaleźć to tajemnicze spełnienie w związkach, mając problem w zdefiniowaniu, które małżeństwa szczęśliwe są, a nie są, ponownie musimy zwrócić się o pomoc do horoskopów. Na pierwszym planie jest to zasadniczo odniesienie do horoskopu urodzeniowego. Na drugim planie może to być odwołanie do ważnych faktów z życia (z zapytaniem: dlaczego ktoś się pojawił w takim właśnie momencie i co przez to chciał wyrazić). Na trzecim planie dopiero w grę mogą wchodzić synastrie, horoskopy porównawcze i wszystkie inne pozycje, o których nocami śnią najbardziej perwersyjni astrologowie.

Spróbowałem w internetach i dostępnych źródłach odnaleźć dobre małżeństwa i udało mi się ujrzeć tą oto informację na temat Natalii Kukulskiej i Michała Dąbrówki:

Natalia Kukulska (41 l.) i Michał Dąbrówka (45 l.) są razem od blisko osiemnastu lat. W branży ten związek uznawany jest za wręcz idealny. Przypieczętowaniem ich miłości ma być ślub w Las Vegas, który planowali na początku znajomości. W połowie stycznia z całą rodziną lecą na ferie do USA, by odpocząć i… ponownie złożyć małżeńską przysięgę. Świadkami będą ukochane dzieci…

Czytaj -> WIĘCEJ


Sądząc po informacji zamieszczonej przez szczęśliwą Natalię na Facebooku i sygnowanej o godzinie 17:32 („14 lat temu, dokładnie o tej godzinie. Nasze Walentynki trwają nieustająco..”) mogę przypuszczać, że okolice godziny 17:30 to bardzo bliska godzina realnego ślubowania. Być może miało ono miejsce 115 minut wcześniej lub później, lecz ogólny charakter horoskopu jawi się w sposób pozytywny. Tak, istnieją pary szczęśliwe, lub takie które „chcą sobie pomóc” w tym szczęściu, intuicyjnie (lub astrologicznie) wyczuwając dobry moment ślubu. Poniżej radix.

horoskop ślubu Natalii Kukulskiej i Michała Dąbrówki, ustawiony na 17:30, 12.02.2000


Nie, nie ma tutaj dwóch malefików w domu siódmym, lub siódmym/ósmym jak w przypadku analizy poprzednich horoskopów ślubów. Mamy tutaj wiele reguł, które nie są przygodnymi prezentami od wróżki zębuszki, tylko spełniają wymogi formalne dla przyzwoitego horoskopu ślubu

1. Mamy piękne położenie rosnącego Księżyca w wywyższeniu i w znaku Wenus, w Byku.

2. Księżyc nie jest w aspektach z malefikami, tylko zmierza do trygonu z samą Wenus. Można kręcić nosem na kwadraturę ze Słońcem, ale nie jest to szczególnie mocne uchybienie.

3. Jowisz ślubu jest na descendencie panny młodej.

4. Merkury horoskopu jest w znaku płodnym (w pobliżu Słońca Natalii Kulkulskiej).

5. Nie znamy dokładnego horoskopu pana młodego, ale można przypuszczać, że koniunkcja urodzeniowego i ślubnego Słońca (różnica jednego dnia) działają co najmniej kompatybilnie i wzmacniająco.


Oczywiście horoskop ten nie jest idealny (żaden horoskop nie jest idealny) i posiada małe wady w postaci braku łączenia między sygnifikatorami głównymi (tj Merkurym i Jowiszem), zaś między Wenus i Jowiszem daje się nawet wyczuć recepcję negatywną. Nie ulega jednak wątpliwości, że z ogólnej perspektywy cały moment ślubu wygląda lepiej niż gorzej.

*

Na zakończenie jeden dość dobry horoskop udanej pary. Jest to drugie małżeństwo Stinga, który ożenił się w 1992 roku w dniu 20 sierpnia, w wieku 41 lat. Jest to przykład osoby, której horoskop drugiego ślubu wygląda znacznie lepiej niż horoskop pierwszego ślubu (1 maja 1976 r.), chociaż niestety można traktować je orientacyjnie, gdyż nie dysponujemy ich dokładną godziną. Dlatego sugerowałbym samodzielne wykreślenie tego horoskopu, żeby nie wprowadzać w błąd.


Co szczęśliwi małżonkowie mówią o sobie? [źródło: https://www.kobieta.pl/artykul/sting-i-trudie-style-malzenstwo-idealne]

Kocham moją żonę, ale ważniejsze jest to, że naprawdę ją lubię – odpowiada Sting, pytany o sekret trwałości ich relacji. Trudie dodaje: – Ludzie mówią nam, że nadal wyglądamy na zakochanych. My po prostu poświęcamy sobie czas, rozmawiamy, cenimy się nawzajem, sprawiamy sobie przyjemność. Mnie wciąż bawią jego dowcipy, nawet te słyszane setki razy. Brytyjski gwiazdor, który w październiku skończył 59 lat, i trzy lata młodsza Trudie, aktorka, producentka, ekolożka, wychowali czworo dzieci, stworzyli szczęśliwy dom, realizują swoje pasje.


W pierwszym przypadku (pierwszy ślub Stinga, 01.05.1976 r.) możemy zauważyć fatalne posadowienie Wenus, która znajduje się w „złym” znaku wydarzenia i tworzy kwadratury ze szczególnie złośliwie usposobionymi malefikami, Marsem i Saturnem. Z dużym prawdopodobieństwem Księżyc jest tutaj peregrynujący i nie tworzy żadnego dobrego aspektu. Dwa dni wcześniej miało miejsce jeszcze zaćmienie Słońca… Dramatyzm sytuacji jest jak widać dostrzegalny jak na dłoni.


Tego nie możemy powiedzieć o drugim ślubie. Tam co prawda Wenus znajduje się w miejscu swojego upadku, lecz także w swoim żywiole. Co jednak ważniejsze, istnieje niemalże pewny trygon pomiędzy Księżycem ze znaku Byka do koniunkcji Wenus i Jowisza! Ale – zaraz, zaraz, zapyta jakiś krytyk, przecież Wenus tego horoskopu jest ostro atakowana przez Marsa! Bardzo, bardzo dobre pytanie. Odpowiedzią na nie może być ten fragment artykułu (źródło: https://kobieta.wp.pl/sting-z-zona-jak-nastolatki-sekretem-zwiazku-8-godzinny-seks-6261625528170113a)

Jakiś czas temu artysta przekonywał, że on i Trudie potrafią kochać się nawet przez 8 godzin. Mowa o seksie tantrycznym, który w programie “Inside the Actors Studio” Sting polecił wszystkim parom. – Nie ma nic piękniejszego – mówił. Niedawno brytyjska seksekspertka na łamach “The Sun” wyjaśniła, jak im dorównać.


Nie znam horoskopu partnerki Stinga, ale jego koniunkcja urodzeniowego Księżyca i Neptuna wykazuje ten typ wrażliwości, który się w takich subtelnych rozpuszczeniach duchowych sprawdzają. Kto wie, czy kwadratura Wenus i Marsa w inny sposób byłaby tak mile widziana, gdyby nie przeszła takiego „szkolenia” duchowego?

*

PODSUMOWANIE

Horoskop indywidualny, poziom świadomości, rozpatrywanie, kto w jakim miejscu jest i na czym stoi. Czy astrologowie zadają sobie i innym takie pytania, czy starają się za wszelką cenę udowodnić, że są mądrzejsi w tej kwestii niż „właściciele horoskopów”? Przyglądając się licznym synastriom i „dopasowaniu” wiele osób robi zasadniczy błąd, sugerując się motywem jak para do siebie pasuje, zapominając przy tym, czego tak naprawdę właściciel horoskopu „chce od życia”. To jest prawdopodobnie najważniejsze i najtrudniejsze zadanie do rozegrania, być może będące kluczem do sukcesu takiego ”ezoterycznego poradnictwa”.

Byłbym nieuczciwy, zwłaszcza mając za sobą doświadczenia dużej liczby rozmów, gdybym nie powiedział, że wiele osób nie potrafi zadać sobie pytania o „osobiste szczęście”. Wydaje się, że pojęcie dochodzenia do samoświadomości szczęścia w związku należy do tej samej kategorii co kontakt z przyrodą, sztuką, pięknem, kulinariami, muzyką, cielesnością czy innymi subtelnościami prozy życia. Nie każdy czuje te kategorie. Wiele osób traktuje je w kategoriach intelektualnego dziwactwa, mając podejście a’la prezydent Wałęsa odnośnie fenomenu miłości. Całkiem spora liczba osób nie dochodzi do etapu postawienia podstawowego zapytania, czego tak naprawdę chce od swojego życia osobistego, w czym by się czuła najlepiej, jaką rolę najchętniej by przyjęła, co ją najbardziej cieszy z perspektywy spędzania nieprawdopodobnie dużej ilości czasu z jedną osobą na przestrzeni często większości swojego życia. To stosunkowo częsty błąd w interpretacjach porównawczych: ktoś skupia się zbyt silnie na punktach stycznych dwóch osób, zamiast skoncentrować się na tym, co tak naprawdę potrzebuje w życiu i czego chce od drugiej osoby – co jej może dać od siebie. Oczywiście ktoś może czynić tutaj „zarzut egocentryzmu”, lecz jest to nietrafiony atak, ponieważ najczęstszą przyczyną rozwodu w Polsce jest tzw. „niezgodność charakterów”. Zatem na samym końcu małżonkowie dochodzą do wniosku, że jednak to są dwa odrębne byty, a nie jedna niepodzielna całość.


Dlatego proszę Was o asertywność, jeśli zobaczycie na forach, w dyskusjach, czy dialogach treści pod tytułem „on Lew, ja Skorpion”, „ona Byk, ja skurczybyk” – czy pasujemy do siebie? Proszę przekazać tym ekspertom, że zawstydzają i deprecjonują siebie takimi pytaniami. Dają amunicję do ostrzeliwania banalnie płaskiej astrologii, osłabiają wiarę w ludzkość i płoszą gwiazdy, które ze wstydu chowają się za horyzontem czarnej dziury. Powodzenia!

—  —  —  —  —  —  —  —  —  —  —  —  —  —

Napisano: 26-29/03/2019

© Wszelkie prawa zastrzeżone. Nie wolno kopiować treści, ani przekształcać w dowolny sposób bez zgody autora.

Jeśli interesuje Ciebie zamówienie horoskopu, albo rozmowa: KLIKNIJ TUTAJ

Trochę o sobie, dla zainteresowanych: TUTAJ

Spis większości artykułów do tej pory napisanych i zamieszczonych: TUTAJ

Zbiór artykułów do portalu TARAKA: TUTAJ

Prognoza na 2018 na Astromixie: TUTAJ

Wydarzenia związane z pełnią i nowiem Księżyca: TUTAJ

Baza Horoskopów Polskiego Towarzystwa Astrologicznego: TUTAJ

> ASTROLOG SZCZECIN < Wykorzystuję program astrologiczny Urania, autorstwa Bogdana Krusińskiego

—  —  —  —  —  —  —  —  —  —  —  —  —

Comments

comments

Comments are closed.

Zobacz inne wpisy