NOSIŁ WODNIK DZBAN RAZY KILKA, AŻ GO POTŁUKŁ
Rok 2021 nie pozwala się nudzić, pomimo postapokaliptycznej monotonii, odczuwanej przez wielu. Przeplatają się lęki z nadziejami, brak zaufania do systemu z coraz większym dystansem dla tych, którzy mogliby zastąpić obecnie jaśnie rządzących. Szumne i bojowe zapowiedzi dotyczące “Ery Wodnika”, “mini Ery Wodnika”, “prawie Ery Wodnika” itp. otrzymały lewy prosty podbródkowy od rzeczywistości.
Cóż, Saturn po raz kolejny udowodnił tatusiowi (czytaj: Uranowi), że rządzi tym znakiem, a obserwowane wokół fakty świadczą same przez się. Właściciel największego pierścienia na planetarnym niebie OGRANICZA przejawy istnienia (nieprzypadkowo jest przeciwnikiem radości życia, czyli Słońca), SANKCJONUJĄC rzeczywistość. Ta negacja i ściana miała i ma miejsce w pierwszym kwartale tego roku. Zamiast realizacji intantylnych haseł o “otwartości, wolności i przebudzeniu” oprócz lockdownów pojawiły się ograniczenia m.in. w środowisku portali społecznościowych czy w medialnym funkcjonowaniu codziennym.
W krainach informacji, gdzie żywioł powietrza dzieli i rządzi, nastąpiła zdrada “ideałów” i “wolności słowa”! Facebook, Google, Twitter zyskały szczególną “miłość” i “sympatię” propagatorów alt-medycyny czy równoległych koncepcji świata (gdzie wygrał Donald Trump, NWO planuje depopulację ludzkości, a każdy sygnalista nierówności czyha, by zniszczyć kapitalizm, w szczególności czepiając się spacyfikowanego mrozami Teksasu). Nowe mikroświaty o konotacjach anarcho-prawicowych pokroju Albicli, Parlera, vtv, ntv, czy wolnislowianie.pl szybko skapitulowały lub wyhamowały, zanim zdążyły porządnie zaistnieć, posiąść wpływy i materialne zyski.
Byłbym szaleńcem, gdybym wieścił koniec tych wojen. Nowe formacje jeszcze się przegrupują i wrócą, ze zwielokrotnioną siłą rażenia. O tym pewnie kiedyś napiszę (ostatnim krzykiem mody, który zrobi karierę w 2021 r. będzie #agenda2030, bądźcie uważni; romans pomiędzy miłośnikami a antysystemowcami również trwa i generuje masę ciekawych manifestów z pogranicza dziwnych skojarzeń&apokalipsy).
* * * * *
Zauważalne i namacalne stały się zjawiska konfliktów informacyjnych i KASOWANIA FILMÓW lub różnych produkcji, z ezoteryką włącznie, przez cyfrowych gigantów (komunikat jednego kanału: “SZOK! Telewizja NTV ZABLOKOWANA! Cenzura uderza w niezależne media!” ) . Ponownie ZAMKNIĘTO GRANICE. Prawie pewnym są sankcjonujące przepływ ludzi PASZPORTY MEDYCZNE. Pojawiają się pomysły Nowych Ładów, a wraz z nimi perspektywy wysokich podatków, ograniczeń, duchy hiperinflacyjne, itd.
Wobec takiego ograniczającego, saturnicznego stanu rzeczy, spodziewałem się szybkiego kontrataku i wysypu tych, co uznają się za przedstawicieli Jasnej Strony Mocy (“Bańki pączkują. Bańki rosną. Bańki poszukują nowych ochotników. Zapisz się do naszej duchowej brygady i zostań Wojownikiem Światła!” – moja uwaga z 9 stycznia 2021 r.). Ewangeliści Tylko Pozytywnych Wibracji nie przewidzieli faktów słusznej lub niesłusznej cenzury. Wodnik miał grać w ich drużynie przecież! Miał być jak Jan III Sobie, Ski!
Otóż, jednak nie. Czas porzucić musical Milosa Formana i wyzbyć się mitu-kitu, że Wodnik jest tylko tolerancyjny, dysponuje VIP karnetami do wolności i ma w sobie prometejskie naznaczenie. Każdy znak ma w sobie coś ze światła i coś z cienia. Przez Cień Wodnika przemówiły granice Saturna, a mesjanistyczni intruzi z równoległych światów zostali powstrzymani. Złe Facebooki i Yotube’y odcięły żyłę społecznościowego złota, hańba, hańba! Lecz nastąpi ten dzień, gdy obrażeni herosi sceny powrócą do swoich niedobrych ciemiężycieli i zobaczą, że niewidzialna ręka rynku jest bardzo widzialna i przy pomocy twardej ekonomii potrafi dawać klapsy. Pieniądze nie śmierdzą, za to udostępnienia, marketing i życzliwość publiki pachną, a ich aromat jest w stanie pokonać nawet najbardziej ortodoksyjnego barda, śpiewającego pieśni o niezależności.
* * * * *
Wodnik styczniowo – lutowy roku 2021 szybko przeorał infantylną wiarę w “przebudzenie ludzkości” i wykonał krok do tyłu. Nikt już nie pamięta tych grudniowych obiecanek. Realia polityczne wskazują na kierunek zdecydowanie antywolnościowy, używając terminologii tzw. “przebudzonych”. Platformy społecznościowo – informacyjne zwarły szyki i zaczęły filtrować pewnego typy wiadomości, dokonując weryfikacji lub “profilaktycznego” usunięcia tych treści, które uznały za wprowadzające w błąd. Obietnice dotyczące otwarcia firm lub masowego buntu przedsiębiorców spaliły na panewce i okazały się mrzonkami trybuna kradnoludowego. Bitwa pod Waterloo rozegrała się na imprezie w Zakopanem, tak jak letni triumf pod Grunwaldem odbył się na plaży we Władysławowie. Śmiercią naturalną padły entuzjastyczne zapowiedzi różnych trubadurów i guru-w rzeczywistości, marzących o tym, żeby stać się nowym Lechem Wałęsą, Nelsonem Mandelą lub Fidelem Castro na czele rewolucji Przebudzonej Ludzkości. Choć pomysł na bycie Napoleonem polityki jest zaiste szlachetny, to większość takich bohaterów ma większą szansę znaleźć się na terapii, niż na tronie w koronie.
Na tego typu emocjonalnych przekazach i obietnicach gwałtownych zwrotów akcji próbowali się wybić różni dorobkiewicze ezoteryki (szumnie nazywanej duchowością). Cóż, jak to z tego typu sprawami bywa, słodkiemu misiowi wodnisiowi oczko się odlepiło (“A teraz kochane dzieci pocałujcie misia w dupę” – Bronisław Pawlik). Meteory nadziei i strzygi armageddonu szybko zwinęły swoje straganiki z wizjami o początkach – końcach światów, chociaż czarne kotki miauczą, że one zawsze wracają, bo na końcach świata można nieźle zarobić.
Można tłuc jak plastikową przyłbicą o ścianę, że kwintesencja prognozowania nie tkwi w tym, żeby mieć najwięcej odsłon i lajków w internecie. Cóż z tego, gdy ludzie szukają sensacji? A przecież naprawdę ważną i – o patosie – mądrą sprawą jest odpowiednie przygotowanie audytorium do przyszłości lub przynajmniej wyniesienie lekcji z tego, co aktualnie się dzieje? Polską lekcją roku 2015 było przewrócenie wszystkiego do góry nogami (gdy zakonnica w ciąży została przejechana w państwie z kartonu…). Rok 2016 był prologiem do zmiany “ustroju” w Polsce i pójściem w stronę retro tęsknoty za komunizmem (nieprzypadkowo umieściłem tam podobiznę Gierka i symptomatyczny dla dziejów komunizmu tandem Saturn – Neptun). Rok 2020 miał być zderzeniem z niewydolną rzeczywistością, gdzie Koziorożec do spółki z Plutonem, Saturnem, Jowiszem i Marsem zrobiły “sprawdzam” systemom społecznym, służbie zdrowia, rzemieślnikom i zwykłym zjadaczom chlebka z i bez masełka. Rok 2021 jest zaś nauką autentycznego przeżywania kryzysu, który jest związany z wychodzeniem z autentycznego szoku, którego większość doświadczyła w roku 2020. To jest bardzo trudny rok, tak jak gorzej się funkcjonuje na ciężkim kacu, niż śpi się po upojnej nocy, gdzie sporo się narozrabiało. Rok 2021 to mentalny i emocjonalny kac. Zbieranie się do kupy, porządkowanie, planowanie, mierzenie sił na zamiary. Mądrość zarządzania będzie w cenie. Deficytowy rynek psychiatrów, psychologów i terapeutów również czeka na swoją hossę.
NEW DEAL PO POLSKU
Sprawdza się moja koncepcja przechodzenia Saturna kolejno przez Wenus i Księżyc polskiego horoskopu (horoskopu III RP), którą nakreśliłem na początku stycznia. Jeszcze raz rzucam -> ten fragment:
“Może już wtedy dostaną się w nasze ręce jakieś raporty, dane ekonomiczne lub coś zacznie spadać lub tracić wartość. Możliwe, że pojawią się jakieś regulacje, zmiany w systemie podatkowym, dyskusje dotyczące praw pracowniczych? Być może dewaluacja będzie dotyczyła kondycji polskiego budżetu, czy w dół poleci złotówka, a może i ceny mieszkań? Tak czy owak, miejsce mieć może czas surowego rozliczania się. Podobny cykl Saturna i jego wpływ na horoskop III RP miał miejsce wiosną 1991 roku i od początków roku 1992. 31 marca 1991 r. zlikwidowano struktury Układu Warszawskiego (bardzo ważne wydarzenie z punktu widzenia tożsamości kraju). W dziedzinie gospodarki działy się jednak bardzo poważne sprawy: 16 kwietnia ruszyła Giełda Papierów Wartościowych, 16 maja NBP przyjął nowy średni kurs dolara, zaś 23 maja Sejm przyjął ustawę o związkach zawodowych. Co do początków stycznia 1992 r. – wprowadzono wówczas PIT” .
I co obecnie mamy? Nowy Ład wg Prawa i Sprawiedliwości. Trafiony, zatopiony. Polski Nowy Ład rusza w okolicach 20 marca, sam pomysł krąży od wielu tygodni. Nie, nie uczestniczyłem w projektowaniu tej daty, to się po prostu… sprawdziło. Tak jak horoskop III RP potwierdził swoją sensowność w wielu okolicznościach, np. w roku 2015. Projekt nie jest próbą zasłonięcia tylko i wyłącznie afer politycznych, on był w … astrologicznym planie. Tak po prostu.
Spoglądając szerzej i wychodząc poza wyłącznie polską narrację, w obecnej chwili wyłania się świat, który jest częściowo podobny do wizji po World Trade Center. Ta zatrzęsła fundamentami funkcjonowania, przypomnijmy sobie chociażby jak ludzie podróżowali samolotami przed tymi wydarzeniami. Pandemia działa trochę podobnie, jest nową doktryną szoku. Trzeba na nowo ustanowić reguły funkcjonowania w zagrożonej rzeczywistości. W jakim świecie? Głównie wodnikowym. Żeby zatem poprawnie ułożyć jakąś wizję na najbliższy rok – dwa i nie robić z siebie pięknoducha, warto odwołać się do jednoczesnego pojęcia kryzysu, który “urodził się” w koziorożcowym stellum, na przełomie zimy/wiosny roku 2020. Dopiero później zastanowić się, jak na ten kryzys odpowiedziałby Wodnik, z domieszkami pozostałych znaków (czytaj: Urana w Byku, Neptuna w Rybach, Plutona w Koziorożcu i różnych figur typu kwadratura Uran – Saturn). Wodnik posiada w sobie wiele możliwych reakcji – od dobrych po złe, co charakterystyczne jest dla każdego znaku. Nie jest zatem niczym odkrywczym, jeśli uznamy, że będziemy świadkami realizacji pewnych kompilacji typu:
-> nowoczesne technologie (banał, ale kluczowy, z racji fenomenu koniunkcji Jowisza i Saturna w żywiole powietrza na przełomie 1980/81, który zwiastował przyspieszenie),
-> świadomość zmniejszenia się zasobów i wywrócenie ekonomii światowej (pisałem o tym wielokrotnie w Tarace, punktując takie terminologie jak ekologia, socjalizm czy nowy zielony porządek, z perspektywy przemierzania Urana przez znak Byka),
-> ustanawianie porządków natury informacyjnej lub społecznościowej (to co napisałem w grudniu i styczniu, całkiem niedawno, z racji przejścia Jowisza, ale przede wszystkim Saturna przez znak Wodnika),
-> konflikt między wolnością a zasobami (Saturn vs Uran lub Wodnik vs Byk i różne ekwiwalencje tychże),
-> mesjanizmami i dalszymi opowieściami o Cudownych, Nieistniejących Krainach (mocna obsada Wodnika i Ryb w najbliższych latach, plus premia specjalna wiosną 2022 r., czyli koniunkcja Jowisza i Neptuna).
ŚWIAT SIĘ ZMIENIA, A POLACY OCZEKUJĄ BŁOGOSŁAWIEŃSTW DUCHÓW PRZESZŁOŚCI.
Dużo się dzieje i dużo rzeczy byłoby do napisania, lecz czy nie stanowiłoby to bezsensownych gonitw emocjonalnych? Teksty o wywróceniu ekonomii światowej i zmianie paradygmatu na bardziej “lewicowy”, co ma miejsce teraz (coraz więcej dyskusji o dochodzie bezwarunkowym, coraz więcej socjalnych interwencji lub zapytań, coraz większy nacisk na komunikację zbiorową, technologie i sojusze w duchu ekologii), było pisane i grzane przeze mnie półtorej – dwa lata temu na Tarace u Wojciecha Jóźwiaka. Powstały wówczas m.in. teksty o uranicznych socjalistach z konstelacji Byka, o greenwashingu i o tym, że idea neoliberalizmu jest u schyłku swojego żywota (je ZUS).
Nie, nie jest to moją jakąś szczególną zasługą. Bystrzejsi obserwatorzy i aktywiści widzieli to znacznie wcześniej przede mną, tylko… niewiele osób czytało ich teksty. Moją rolą było to uporządkować i scalić w sensowną całość. Ktoś musiał, inaczej by się udusił. Podziwiani i inspirujący mnie futuryści i rzetelni specjaliści od dziedzin wielu różnią się ode mnie głównie tym, że nie zajmują się żadną futurologią i nie posiadają (nie używają – chyba) narzędzi astrologicznych. Szkoda, może by napisali i powiedzieli dzięki takiej wiedzy jeszcze więcej? Ale każdy kij poznawczy ma dwa końce.
Podobnie szkoda mi, że wielu ezoteryków tkwi w oparach przeszłości i nawet nie stara się wyłapywać nowoczesnych trendów (szkoda im czasu na “jakieś” socjologie, nauki społeczne i polemiki redakcyjne). To skomplikowane, jak wiele osób pozostawiło swój umysł w jakiejś odchodzącej epoce sentymentalizmów, składając wieczne lenno światopoglądowe współczesnym 60 – 80 latkom (tak jak miłośnicy piłki nożnej zafiksowali na Wembley 1973).
Konserwatyzm i podatność na infekowanie się chaosem informacyjnym bez umiejętności emocjonalnego filtrowania go jest u polskich ezoteryków przerażający i zatrważający. Cóż – jakie społeczeństwo, tacy politycy i ezoterycy. Warto dodać ciekawą obserwację, jaka była widoczna ledwie kilka lat wstecz. Wówczas opinie o ludziach w wydaniu elit intelektualnych były wyjątkowo pozytywne, uładzone i miłe. A jak teraz te sądy wyglądają? Nagle dokonano kopernikańskiego odkrycia, że istnieje inny, gorszy i trudniejszy świat, a jego wyborcy czują się zdradzeni i opuszczeni. Och, w tym tempie myślenia czeka jeszcze ludzi sporo takich “olśnień”!
Świat przyspiesza, nawet celebrytki, tak konserwatywne i płynące grzecznie z prądem (tak było parę lat temu!), nagle weganizują, feminizują i ekologizują świat. Ci, którzy naharowali się w sprawie “przemiany świata” odpoczywają po ciężkiej walce, licząc i lecząc rany. Reszta podczepia się pod wagoniki zmiany kursu i monetyzuje gwałtowne skręty, odbierając nienależną im cześć i chwałę. Producent wędlin Tarczyński wypuszcza roślinne kabanosy, Anna Lewandowska “pożycza” za nic duszę Strajku Kobiet, a strachliwi i ugodowi przez lata katolicy nagle stają się humanistami i naganiaczami do nadchodzącej fali antyklerykalizmu. Gdzie tymczasem znajduje się ezoteryczna brać? Daje się łapać na pułapki zastawione na myszy przez głupszych od siebie, którzy dobrze się znają na układaniu labiryntów i pułapek. A przyznać muszę, że różne stronnictwa polityczne i stojące za nimi siły na oszukiwaniu naiwniaków znają się jak mało kto.
Rację miał kiedyś Włodzimierz Zylbertal. W korespondencji ze mną, w roku 2013 pisał: “jeśli my, którzy mienimy się elitą “nauk tajemnych”, nie jesteśmy jednocześnie elitą erudycji, inteligencji i jakości ducha – to te “nauki tajemne” oddajemy walkowerem wróżbiarzom z ciemnych bram…” . Zdaje się, że idea naśladownictwa różnych mód lub podatności na kowidiaństwo lub niekowidiaństwo niewiele nas odróżnia od biesiadników wigililnych roku pańskiego 1981, którzy zastanawiali się, czy “ruskie” do Polski wejdą, czy jednak nie wejdą. Prowokacyjne wrzutki i liczne żarty, których się dopuszczam odsłaniają pola bitewne i triumfy stronnictwa kotłów lub konfederacji garnków, gdzie jedynym pewnikiem jest kadzenie i popadanie w grzech wzajemnej adoracji. Niewiele się to różni od subkultury stadionowej mody, zaprawdę niewiele. Polityka niewiele się od tego wszystkiego różni, aż krokodylom z rozpaczy łez zbrakło.
Grillowanie różnych bohaterów politycznych pozostawiam zainteresowanym, sam pozostając w zawieszeniu dawno postawioną już opinię, że pięcioletni czas miesiąca miodowego rządzącego obozu władzy przeminął, a koalicja permanentnie wisi i będzie wisiała na włosku. Podobną wizję nadchodzącego przemielenia wewnętrznego mam też w stosunku do PO, którą obserwuję z tą samą gorliwością co PiS. Pisałem niepochlebne rzeczy o tej formacji również wtedy, kiedy wspominanie o niej w mało korzystnym świetle uchodziło za niegrzeczne, tak samo jak niegrzecznym był antyklerykalizm lub – jak to mówią ludzie zamawiający pięć piw gestem ręki uniesionym w powietrzu – nazifeminizm. Standardy grzecznościowe skończyły się w sposób skryty, fantaści duchowi zaczęli się bratać z estetycznymi i eleganckimi faszystami lub erudytami pokroju Grzegorza Brrr… Dobrze, precz z kusicielką polityką, przechodzę na koniec do prywatnej recenzji “Astrologii pomocnej w życiu” Fritza Riemanna. Można odpiąć już pasy niebezpieczeństwa, będzie milej.
FRITZ RIEMANN I JEGO SPOJRZENIE NA ASTROLOGIĘ
Dzieło Riemanna to książka pretendująca do profesjonalnych opracowań tzw. szerokiej humanistyki, pretendującej do ambitnej pop – psychologii. To pozycja, wobec której ciężko przejść obojętnie. To pożyteczna lektura, ułatwiająca spojrzenie na trudniejsze aspekty, często pomijane w powierzchownej i często zabawowo – rozrywkowej analizie znaku. Jest to również doskonała pomoc wprowadzająca początkujących w temacie do astrologii i jej licznych pułapek. Idea napisania książki próbującej żenić koncepcje psychologiczne z konstruktami astrologicznymi jest tutaj wsparta doskonałym językiem i wstawkami z krainy psychoanalizy. Pomimo prawie półwiecza, który przeminął od pierwszego wydania, pozycja Riemanna dalej pozostaje kreatywną i płodną inspiracją. Również dla tych, którzy astrologię próbują krytykować, dezawuować lub niszczyć.
Wróćmy do problematyki Cienia. Motyw grzechu, cienia, błędu czy winy nie są nowinkami w świecie astrologii, ponieważ wśród polskich lektur mieliśmy już co najmniej jedną taką pozycję, a mianowicie “Astrologię jako terapię” Petera Orbana. Tamta pozycja też była całkiem niezła (“jesteś winny porywczego czynu” Baranie, “jesteś tragarzem i mułem” Byku, “starasz się swoje niespełnienie zabielić” Bliźniaku, wyrzucał i punktował po kolei w sposób błyskotliwy autor). Ją również polecam.
Wspólnym mianownikiem Petera Orbana i Fritza Riemanna jest oswajanie się z astrologią przy pomocy języka psychologii, terapii, psychoanalizy. O ile jednak zakres zagadnień poruszanych w książce Orbana skupia się na samych znakach, o tyle Fritz Riemann, piszący książkę ponad 20 lat wcześniej (rok wydania 1976 kojarzy się współcześnie z jakąś archeologią społeczną) wyszedł poza zakres metafizycznej dwunastki znaków.
Spośród wielu treści zawartych w książce przytoczę kilka fragmentów i dokonam ich autorskiego rozwinięcia:
s. 24
Riemann w tym miejscu skupia się na tym, jak to możliwe, że ludzkość doszła do swojej wiedzy astrologicznej. Powiada, że ludzkość kiedyś miała dar “naturowidzenia”, lecz z biegiem rozwoju cywilizacji zatraciła ją. Dar dojścia do astrologii tak naprawdę jest projekcją tego, co zdolni i subtelni obserwatorzy życia dostrzegali, a następnie spisywali lub przekazywali potomnym. Pytając więc o to, co było pierwsze, jajko czy kura, wiadomo, że pierwotną rzeczą była intuicja, obserwacja i mądrość, która równolegle uczestniczyła w poznawaniu jakiejś rzeczywistości na zewnątrz. Do pojęcia “sympatii” odwołuje się w swojej książce z 2002 roku Piotr Piotrowski w książce “Jung i astrologia” , przywołując przykład pitagorejczyków mówiących o jedności człowieka z kosmosem [s.58]. Naturalną konsekwencją są słowa C.G. Junga o synchroniczności, jako zdarzeń dziejących się w tym samym czasie, gdzie pewne zdarzenia może łączyć ten sam sens, a pomóc lub złapać istotę tego fenomenu mogą np. jasnowidzenie, intuicja albo narzędzia do prognozowania właśnie.
Od razu mi przychodzi na myśl grupka bardziej sceptycznych osób, które szły wcześniej do innego astrologa, tarocistki lub jasnowidza i mówiły: “niesamowite, potwierdza się to, co było mówione wcześniej!“. Ano, zdarza się to, zdarza. Dziwi to kogoś?
Zjawisko jednoczenia wiedzy ezoterycznej i wiedzy psychologicznej jest w stanie zasypać wielką przepaść pomiędzy deficytem sensu (lub moralności), a potrzebą poznania tzw. świata zewnętrznego. Nauka i “szkiełko” nie jest w stanie odpowiedzieć człowiekowi na najtrudniejsze, egzystencjalne zapytania. Dopiero ezoteryka, jak wspomina Riemann o Oskarze Adlerze (bracie Maxa Adlera), jest w stanie zasypać Rów Mariański pomiędzy światem zewnętrznym i wewnętrznym.
s. 41
Autor postuluje, że wymóg ścisłych i precyzyjnych wypowiedzi raczej dyskredytuje wartość astrologii, niż wprowadza ją na “salony”. Faktycznie, żądanie od astrologii jednoznaczności i sprawdzalności może czasami powodować więcej szkody niż pożytku, jeśli wszyscy jesteśmy skoncentrowani na jakimś efekcie (np. czy ktoś się rozwiedzie lub wygra wybory), niż na całościowym obrazie przyczyn i okoliczności, które do wystąpienia pewnych efektów się przyczyniły.
Mnie bardziej przekonuje inna kwestia poruszona na tej stronie, a mianowicie zarzut nieuwzględniania przez astrologię środowiska społecznego i dziedzicznych warunkowań. Ależ skądże znowu, autor pisze o tym, że realizacja horoskopu zależy od naszego środowiska towarzyskiego – tak jak każda idea zależy od realności, w której chce się urzeczywistnić.
Dlatego coraz częściej dostrzegam wartość dodaną w rozmowie, ale nie dlatego, że nie lubię pisać, tylko po to, żeby rozpatrywanie horoskopu zawierało w sobie wiedzę dotyczącą obecnej sytuacji i nie przypominało biura rzeczy znalezionych. Znane przecież były historie bliźniąt czasowych, które spotykały podobne sytuacje, awanse lub porażki życiowe, lecz z uwagi na inne miejsce urodzenia, inne otoczenie i innych rodziców nie mogli uzyskiwać dokładnie takich samych efektów. Jeśli zatem nawet pewien geniusz ezoteryczno – marketingowy wyprodukuje cudowną maszynę, która wypluje horoskop dla jakiejś osoby z podaną godziną urodzenia, być może będzie to miało wartość zdecydowanie niepełną i wykastrowaną z opisu rzeczywistości. Jakże bowiem inny los może spotkać dwójkę dzieci urodzonych w podobnym miejscu i o podobnym czasie, ale mających rodziców o innych zasobach materialnych lub intelektualnych?
Podobne wpływy można zaobserwować na podstawie związków, z których ten sam potencjał, nazwijmy go “uczuciowym”, mógł się realizować na różne sposoby, ponieważ związek – jak wiadomo – składa się i jest tworzony nie tylko “siłą woli” jednej osoby, lecz jest syntezą wpływów dwóch osób. Z zaznaczeniem, że każdy ma predyspozycje do różnych wydarzeń, ale realizują się one inaczej, właśnie z racji tego, że po drugiej stronie jednak ów “ktoś” się znajduje, modyfikując ducha relacji (co zresztą widać na przykładzie synastrii).
s. 44
O bliźniętach astrologicznych i ich kosmotypach sam autor wypowiada się tak:
“Podzielam pogląd Thomasa Ringa, że decydującą rolę odgrywa tutaj stopień indywiduacji jego rodziny i rasy – duże i małe zbiorowości dopuszczają różne zakresy indywiduacji u swoich członków” .
s. 45-46
Kwintesencja pożenienia psychoterapii i astrologii odnajdziemy w zdaniach:
“Astrologia nie chce i nie może wypowiadać się o ilościowym wymiarze wolnej woli, może nam jednak pomóc w zdobyciu większej wolności w możliwych dla nas granicach. Tu styka się z psychoanalizą i psychoterapią, jako że również ich celem jest wyswobodzenie się z wciągającego wiru nieświadomych zależności z przeszłości poprzez uświadomienie ich sobie, skorygowanie rutynowych zachowań, a przez to umożliwienie zdobycia nowych doświadczeń w odniesieniu do siebie i do świata. Koncepcja absolutnego determinizmu odbiera nam coś specyficznie ludzkiego: możliwość wyboru i podjęcia decyzji, a także odpowiedzialność za siebie“.
Dorzuciłbym do tych zdań jeszcze inną perspektywę. Bardzo często zdarza się, że ludzie chcą właśnie otrzymać pewien rodzaj glejtu, co nazwałbym potwierdzeniem lub świadectwem na to, że dokonali lub dokonują dobrego wyboru. Wydaje się zatem, że lęk przed determinizmem lub okowami naznaczenia nie zawsze musi być uzasadniony, gdyż człowiek często prosi, by astrologia jako jedno z narzędzi diagnostycznych pomogła przyznać, że podjęta “konieczność wyboru” była najlepszą z możliwych. Oczywiście, zdarza się to, nawet częściej niż podejrzewamy i daje to siłę temu, kto zadaje takie trudne pytanie. Zwłaszcza w erze ofensywnej sceniczności, roznegliżowanej psychiki i maglowej psychodramy wiele osób, które są schowane gdzieś na uboczu i dobrze się w swojej intymności, spokoju lub nieinwazyjności otoczenia czują, mogą otrzymać wiadomość, że to są prawidłowe wybory ich życia, ponieważ ich horoskop pokazywał, że miarą ich szczęścia jest właśnie domowość, rodzinność, święty spokój, praca naukowa, lub oddanie się służbie innym.
Zdarza się czasami niestety inny scenariusz, ale również symboliczne otwarcie zapomnianej szafy z zabitymi marzeniami na nowo umożliwia katharsis i przynajmniej obdarza zasmuconego szczerą prawdą i pocieszeniem, że jego sentymenty, pretensje lub narzekania miały podstawy w złym (lub uniemożliwionym przez innych) wyborze, a nie w roszczeniowej, urojeniowej lub pretensjonalnej wobec świata osobowości. Dzięki takiej “spowiedzi” duża część osób autentycznie czuje się lepiej, nawet jeśli odsłoniły się przed nimi wieloletnie demony nękającego niespełnienia. Myślę zatem, że dochodzi tutaj do zjawiska oswobodzenia względem swojego cienia lub alter-ego, który podsycał jakieś mroczne lub ciemne myśli, mówiące o tym, że ktoś jest zły, urodził się w nieprawidłowym czasie lub nie chciał się starać. Być może ten niedobry i niesprawiedliwy zarzut wobec własnego życia (lub stylu życia) dzięki astrologii zostanie pokonany, a ktoś zaakceptuje swoje negatywne nastawienie do świata, które zawdzięcza nie tylko sobie, lecz również pewnym okolicznościom.
s. 48
Znane i stare jak świat, ale zawsze, zawsze warto przypominać:
“Te tak zwane tygodniowe horoskopy odnoszą się jedynie do pozycji Słońca, a ich teksty orientują się mniej lub bardziej zręcznie na życzenia i oczekiwania czytelników lub też formułują niejasne ostrzeżenia. Wypaczają one astrologię, czyniąc z niej tani, jarmarczny towar, ale żerować można na wszystkim, byle tylko zarobić pieniądze!“
s. 62
“Dla terapeuty znajomość wyznaczonych losem rytmów rozwoju oznacza, że w pewnych granicach może on przewidzieć kryzysy u pacjenta – na przykład u pacjentów zagrożonych samobójstwem, psychozą lub innymi zapowiadającymi się obciążeniami. Poprzez znajomość tranzytów zyskuje on przynajmniej jedną więcej możliwość kontroli sytuacji, w jakiej znajduje się pacjent […]“
Fritz Riemann bardzo słusznie wspomina o takich zdolnościach, które w astrologii, jak to bywa symptomatyczne w środowiskach ezoterii, lubią chadzać w różnych kierunkach. Faktycznie, jedni widzą w tranzytach zagrożenie śmierci (zwłaszcza jak zobaczą tranzyt Plutona), inni wypadki samochodowe lub rozwody (tutaj ulubieńcem staje się Uran). Są też przeciwstawni w tych reakcjach tzw. “humaniści”, którzy w Plutonie dostrzegą tzw. transformację, a w Uranie nagłą zmianę. Wiele lat temu rościłem sobie pewne pretensje do bycia zbawcą w przestrzeni niedoborów psychicznych, obecnie nie wstydzę się… odsyłać ludzi do psychologów, psychiatrów, lekarzy lub terapeutów, widząc określone tranzyty planet. W kontekście “straszenia” planetami i ich tranzytami bardzo ważną dziedziną do opanowania jest język. Pamiętam, jak kilkukrotnie mówiłem o “śmierci psychicznej”, odnowie i zmianie. Po kilku latach u niektórych osób pojawiły się jakieś ważne doświadczenia, niestety niektórzy z nich oderwali sobie drugi człon i jedyne co zapamiętali, to moje (lub innych osób – robiłem od czasu do czasu “supersesje”) mówienie o “śmierci”.
To okrutne, lecz z założenia posiadające znacznie szerszy zakres znaczeniowy (w szczególności w kontekście doświadczania ważnego przeżycia, stanu granicznego) doświadczenie często bywa wykorzystywane przez marnej klasy redaktorów lub influcencerów. Do dziś często widzę, że nic tak nie cieszy oczu jak jakaś sensacja. Dlatego w pewnych krzykliwych miejscach ukazywać się będą treści o tym, jak jasnowidz czy astrolog znowu przewidział czyjąś śmierć lub obwieścił wojnę.
s. 71
Oczywiste, ale jakże znamienne: “Wiele osób zbyt jednostronnie realizuje swój horoskop, bo często nie mogli inaczej, z najrozmaitszych powodów; czasami brakuje im odwagi do przeorientowania się lub określenia nowej orientacji, nierzadko też dlatego, że od wczesnych chwil mieli zbyt mało możliwości do realizacji swoich pragnień”.
Dalej Riemann pisze, że dzięki astrologii osoby te doświadczają potwierdzenia tego, że porzuciły swoje marzenia i dobrze się z nimi pracuje. Ja od siebie dodałbym, że motyw “niedziałającego” horoskopu zdarza się co jakiś czas. Pewna zaradna w młodości i gotowa na wyzwania zawodowe osoba nagle traci swoją moc z tytułu niespodziewanego wejścia w relację, która tymczasowo zbyt mocno ją zaangażowała, ewentualnie dała się zdominować partnerowi z bardziej “okazałym” horoskopem. Tutaj ponownie dobrym ruchem jest krótka chociaż rozmowa, która nie zrzuci całej winy na złą astrologię, tylko zechce się przyjrzeć życiu z dłuższej perspektywy. Pamiętam, gdy iluzja Neptuna przechodzącego przez IC w horoskopie obcięła komuś skrzydła, gdyż został ululany perspektywą ciepełka rodzinnego i idylli, która – jak to w rodzinnych bajkach bywa – miała trwać w nieskończoność.
s. 81
Pod koniec rozdziałów teoretycznych autor wyraża nadzieję, że astrologia powróci do łask, a astrologowie się przeorientują, przechodząc z pozycji wieszczów na pozycje doradców, co wbrew pozorom, będzie trudniejsze, niżby się zdawało. Astrologia dzięki temu przejmie bardziej rolę terapeutyczną, pomagając dostrzec pewne potencjały i skrypty poznawcze, niedostępne “klasycznemu”, nazwijmy to – naukowemu – poznaniu.
Wydaje się, że współczesnym ideałem jest używanie zdobyczy astrologii humanistycznej w celu lepszego nakreślenia “ducha” człowieka, ale na miejscu autora nie odwracał bym głowy od prognostycznych możliwości astrologii, zważyszy, że bywają one momentami naprawdę potężne. Zjawisko synchroniczności i “cudów”, które nie powinny mieć miejsca i są niewytłumaczalne, przekraczają funkcje terapeutyczne i próbują pracować nad jak najlepszym odczytaniem tego, przed jakim typem wyboru dany człowiek stoi. Bardzo często bowiem prognoza nie jest trywialną odpowiedzią, co kogo czeka, lub propozycją, pomiędzy czym a czym musi (tak, musi!) dokonać wyboru.
Dalsze rozdziały i strony.
Dwanaście znaków zodiaku to praca na wielu poziomach, z czego cenną lekcją jest powiązanie problemów danego znaku i doświadczanie ich na poziomach somatycznych. Barana zatem częściej mogą dotykać problemy związane z głową, Lew i jego narcyzm mogą fatalnie znosić objawy starzenia się, a Koziorożec, z tytułu nadmiernej ambicji i braku elastyczności może mieć problem ze stawami i kolanami, które muszą się zgiąć lub silnie naprężyć.
Pojawiają się również w tym kontekście nawiązania do opisów ascendentu, położeń Słońca i Księżyca, co widoczne było wcześniej już w opisywanej książce Petera Orbana, lub jeszcze innej, wartej przeczytania, niedawno wydanej książce Chani Nicholas “To jest ci pisane” (konsultacja merytoryczna P. Piotrowskiego). Osoby, które chcą uzupełnić wiedzę lub spojrzeć na nowo z innej perspektywy, nie rozczarują się też krótkimi rozdziałami o planetach.
Cytuję dla przykładu:
-> “problemy ze Słońcem są problemami całej osobowości, (…) chodzi o autonomię i samorealizację osobowości, o problemy z indywiduacją i samookreśleniem” (SŁOŃCE),
-> “Wspomnienie owego przed-indywidualnego stanu trwa w nas jako tęsknota za ponownym zniesieniem granicy “ty” i “ja” oraz oddziałuje nawet na nasze kontakty partnerskie (KSIĘŻYC),
-> “problemy związane z Wenus to przede wszystkim problemy z narcystycznym zakochaniem w sobie i ciężkim znoszeniem napięć i frustracji (…), może też ograniczyć się do żądania od życia rozpieszczania go (WENUS),
-> “… nadęte, napuszone, zadufane w sobie i żałosne karykatury, które cierpią na ‘wzdęcia godnościowe’ (JOWISZ),
-> “… wyzwalana przez niego obrona przed lękiem to w sferze psychicznej wyparcie – wypiera to, co niepokoi nas wewnętrznie jako pokusa, co narusza tabu, i unika tego, co wygląda z zewnątrz jak niebezpieczeństwo (…), może stać się Tym, Który Unika (SATURN)
Reasumując: gdyby ktoś chciał po raz któryś wykonać pracę językową lub dokonać rekonstrukcji i nowego – starego spojrzenia na znaczenia znaków i planet, ma ku temu dobrą okazję. Praca z tą nieco “humanistyczną” pozycją ma o tyle sens, że wykracza poza zwykłe opisy znaczeń i umożliwia budowanie lepszej perspektywy językowej. Nietrudno bowiem nawet współcześnie znaleźć histeryków słowa, którzy nie umieją pracować z cieniem, a jeśli już decydują się na odważne sądy, walą z grubej rury tekstami o zabijającym Plutonie lub niszczącym Uranie. Jeśli ktoś stał się mimochodem ofiarą takich emocjonalnych manipulacji, powinien swoją bazę znaczeniową znacząco poszerzyć. Choćby dla osiągnięcia większego spokoju.
— — — — — — — — — — — — — —
Napisano: 17/03/2021.
© Wszelkie prawa zastrzeżone. Nie wolno kopiować treści, ani przekształcać w dowolny sposób bez zgody autora.
Jeśli interesuje Ciebie zamówienie horoskopu, albo rozmowa: KLIKNIJ TUTAJ
Trochę o sobie, dla zainteresowanych: TUTAJ
Spis większości artykułów do tej pory napisanych i zamieszczonych: TUTAJ
Zbiór artykułów do portalu TARAKA: TUTAJ
Wydarzenia związane z pełnią i nowiem Księżyca: TUTAJ
Baza Horoskopów Polskiego Towarzystwa Astrologicznego: TUTAJ
> ASTROLOG SZCZECIN < Wykorzystuję program astrologiczny Urania, autorstwa Bogdana Krusińskiego