Tranzyty planet i pragnienia astrologa

Witam Państwa!

Tekst mój jest przewrotny, ale staram się, by od czasu do czasu moje przemyślenia prowokowały do myślenia, a nie przynosiły gotowców interpretacyjnych, nadających się do odgrzania w mikrofalówce. Tranzyty planet są bardzo wdzięcznym tematem, który rodzi masy astrologicznych Sherlocków Holmesów, detektywów dopasowujących znaczenia do znaczeń. Bardzo często się zdarza, że astrolog wpada na wiele natchnionych, skróconych pomysłów interpretacyjnych, żeby „wyszło na jego”, aby następnie napisać np. jakiś fajny artykuł. No, przecież należałoby błysnąć tekstem, coś „przewidzieć”, walnąć „prosty dowód działania astrologii” otoczeniu. Weźmy sobie, do wyboru, do koloru, takie sytuacje „planety pasującej do teorii”:

  1. Pani Jadzia zachorowała, bo jej Saturn wszedł do domu szóstego.
  2. Pan Zbyszek został szefem firmy, bo mu Jowisz „chodzi” po Medium Coeli (MC).
  3. Curuś wzięła ślub, bo jej Neptun przez descendent przeszedł właśnie.
  4. Pan Marian dostał cegłówką w łeb, przechodząc koło murów swojej starej uczelni, bo Mars tranzytował przez jego dziewiąty dom.
  5. Andzia zaszła w ciążę, bo był Uran na Księżycu w domu piątym.
  6. Stefan zajął się tarotem, bo mu Neptun stanął na dziewiątym wierzchołku (co dowodzi przewagi systemu domów Kocha nad Placidusem, albo i vice versa).

Tego typu interpretacje wskazują na kilka ciekawych wniosków, które nasuwają się błyskawicznie, od razu. W tym dwa kluczowe:

a) Formułujący je astrolog pokazuje, że używa tylko jednej (!) techniki astrologicznej na dowód potwierdzenia swoich tez (prognoz). Nie obchodzą go jakieś tam bzdurne nałożenia w postaci solariuszy, lunariuszy, progresji, dyrekcji, władców troistości znaku, czy profekcji. „Ludzie kochani, dajcie mi święty spokój, nie czepiajcie się, JEDNA TECHNIKA Wam nie wystarczy?” – patrzy na nas z wyrzutami, jakbyśmy chcieli go udusić, niczym wykwalifikowana hydra lernejska. „Nie komplikujcie świata, a tak w ogóle zaćmienia w astrologii to jakieś zabobony! Teraz stosuje się afirmacje na pełni Księżyca i rysuje mapy marzeń, a nie jakieś tam „zaćmienia”. Cóż, zostawiamy go z tą jego jedyną techniką, astrologia to nie jest jakaś kamasutra, nie bądźmy perwersyjni w nadużywaniu technik.

b) Pół biedy jeśli chodzi o kalambury i łamigłówki, techniki i statystyki. Tak naprawdę istnieje coś gorszego. Formułujący hipotezy Buch Trach Bęc (tranzyt->wydarzenie) astrolog zakłada, że życie zmierza od przystanku do przystanku, albo inaczej: od wydarzenia, do wydarzenia, czyniąc z człowieka bezwładną kulę kręgielną, która nie posiada swojego wewnętrznego świata. Wulgarniej: dla interpretatora nie istnieje świat przemyśleń, długofalowych działań, wieloletnich zamierzeń, planów, oczekiwań, zawieszeń.  A nawet jeśli, to … jakie to ma znaczenie dla praktykowania astrologii? Ludzka rzeczywistość jest wg. takiego badacza de facto zredukowana do reagowania na konkretne wydarzenia.

Weźmy sobie przykładowo fikcyjny życiorys jakiegoś Pana Eu.Geniusza, którego historię życia podzielilibyśmy na kilka odcinków:

  • urodził się i … żył sobie spokojnie, aż wtem! …
  • … złamał sobie rękę na tranzycie Urana, zagoiła się i … znów żył spokojnie, aż tu nagle…
  • … poznał dziewczynę, zakochał się, na Jowiszu w domu piątym, było miło, spokojnie, aż… trrrach…
  • … wpadli, pojawiło się dziecko… i wtem! …
  • … trzeba było ślubu, minęło parę lat i … nagle i sensacyjnie… gdy nadszedł surowy Saturn…
  • … pieniędzy zabrakło, Pan Eu Geniusz pomógł „na Jowiszu” znaleźć zatrudnienie swojej żonie i znów było miło, Zygmuntów i Mieszków było po pachy, aż…
  • … trrrach! pojawiła się kontrola („wina tego okropnego Plutona”), żonę zwolnili, kredyt był na tyle wielki, że musieli sprzedać mieszkanie…
  • … i tak dalej i tak dalej…

W tej fikcyjnej narracji chciałem tylko uświadomić, że prawie każda interpretacja astrologiczna zakłada niezwykle wielką ilość BIAŁYCH PLAM. Inaczej – wygląda to mniej więcej na to, jakby przez 95% życia „nic się nie działo”, a przez 5% życia następowały jakieś przebudzenia do życia, dziwne okoliczności, dramatyczne zwroty akcji, itd. Wszystko dobrze, ale … większość osób powinna zdawać sobie sprawę, że pewne zdarzenia z przyszłości nie dzieją się dlatego, że „jest tranzyt”, tylko dlatego, że „już coś kiedyś”, w przeszłości, dawnej, zostało zasiane, zainspirowane, przygotowane, albo zmienione. I to, właśnie ten kompletnie NIEWIDZIALNY ZEWNĘTRZNIE, ale TOCZĄCY SIĘ W ŚRODKU proces, w postaci głębokich myśli, stylu życia, przekształceń, próby większego wglądu, bólu, rozczarowania, lenistwa, czy pragnienia zmiany kierunku spowodował mniej więcej EFEKT WYDARZENIA, albo PODSUMOWANIA. Z tej perspektywy, sześć życiowych, z pozoru przypadkowych zdarzeń nagle przestaje być takim Trachem, Bumem i Bęcem tranzytowym. Staje się raczej konsekwencją wypracowania wielomiesięcznych, albo wieloletnich „praktyk”, obserwowalnych często w tranzytach. Rzeczywistość interpretatora staje się nieco bardziej złożona i nagle to, co postrzegaliśmy wcześniej jako Bum, okazało się bardziej skomplikowanym procesem, którego nie nauczą w książkach do astrologii:

  1. Pani Jadzia nie zachorowała z tego tytułu, że Saturn wszedł do domu szóstego. Ona to uczyniła, ponieważ, załóżmy, podczas tranzytów Plutona, trwających przez trzy lata zaharowywała się na śmierć, nadużywając na progresji Marsa przez Urana swoich sił witalnych.
  2. Pan Zbyszek nie został szefem firmy, bo mu Jowisz przez MC przeszedł. On nim został, bo pół roku wcześniej dostał cynk od przyjaciela (co było widoczne we wcześniejszych miesiącach), że powinien wystartować na nowy konkurs, który zostanie rozpisany za trzy miesiące i przez ten okres czasu poczynił poważne przygotowania.
  3. Curuś nie wzięła ślubu z przypadku, tylko tak się złożyło, że jej Uran zrobił dwa lata temu aspekt do Marsa i na tym aspekcie zdecydowała się pójść na randkę z Kazimierzem, chociaż wiele lat wcześniej na pewno by się na to nie zdecydowała, bo grzeczne i nieśmiałe dziewczę wolało spędzać z matką czas, oglądając tureckie seriale. Jej matka marzyła całe życie o wielkiej miłości, a gdy nie za bardzo jej wyszło, postanowiła jej poszukać w … telewizorze, zaszczepiając swoją pasję swojej małej kopii.
  4. Pan Marian nie dostał cegłówką w głowę z powodu przejścia Marsa, ale z powodu swojej nieuwagi, bo nie przeczytał tabliczki „uwaga roboty budowlane”. Akurat w tych dniach miał tranzytującego Marsa w opozycji do Księżyca, czemu towarzyszył pośpiech i roztargnienie, a kilka dni wcześniej przypalił na patelni kotleta sojowego.
  5. Andzia zaszła w ciążę, ponieważ po trzech latach stabilnego związku rozstała się z partnerem, który dbał o zabezpieczenie, w przeciwieństwie do nowego, który „szedł na żywioł”. Tak dziwnie się złożyło, że w solariuszu na trwający rok Księżyc znajdował się na Punkcie Dzieci, a Jowisz robił trygon do Marsa.
  6. Stefan zajął się tarotem, nie dlatego, że Neptun mu wszedł do domu dziewiątego, ale dlatego, że ponad dwa lata temu miał silne aspekty Urana i od tego czasu zaczął zajmować się parapsychologią…

Co ciekawsze, większość ww. wydarzeń mogła być bardziej uprawomocniona konstrukcją HOROSKOPU URODZENIOWEGO. On przecież wzmacnia, lub szczególnie predystynuje możliwości do zaistnienia rzeczy odległych w czasie. Co za tym stoi, musimy się nad nim pochylić i ponownie dokonać rewizji:

  1. Pani Jadzia miała silnego Saturna i Marsa, a słaby Księżyc i Wenus, przez co jadła podłe żarcie i w ogóle nigdy nie narzekała na swój los. Kanapek nie jadała już w szkole, wolała w tym czasie grać w gumę.
  2. Pan Zbyszek miał Wenus w domu jedenastym w trygonie do Księżyca w domu ósmym, a do tego Słońce w sekstylu do Saturna w domu dziesiątym. Ludzie lubili go i pomogli mu, żeby kiedyś tam, „w przyszłości”, został szefem. Poza tym pan Zbyszek od maleńkości miał dryg do zarządzania, już w podstawówce nosił dziennik do pokoju nauczycielskiego i kredę na przerwach.
  3. Curuś wzięła ślub, ponieważ miała silnie zaznaczoną wodę i Wenus w horoskopie, co powodowało, że ceremonie ślubne robiły na niej wielkie wrażenie. Do tego stopnia, że postanowiła „przyspieszyć” ten fakt, żeby tylko założyć tą sukienkę i usłyszeć Mendelsona.
  4. Panu Marianowi zawsze towarzyszyła koniunkcja Urana z Księżycem, z tego powodu stracił w młodości jedynkę na przedzie, obciął sobie paznokcia kosiarką i wywrócił się, tłukąc sobie żebra.  Ojciec Pana Mariana też był niespokojny, dlatego zmarł na zawał w wieku pięćdziesięciu jeden lat.
  5. Andzia miała stellum w znaku ognistym połączone z aktywnym Marsem, co zwiastowało skłonności do podejmowania ryzyka, również w „tych” sprawach. Na podwórku zawsze wolała bawić się z chłopakami.
  6. Stefan miał urodzeniowego Urana na ascendencie i Neptuna w połączeniu z Księżycem i zawsze zdawało mu się, że „jest inny niż wszyscy”. Od dziecka lubił czytać powieści Lema…, co miał robić, skoro rodzice się nim nie zajmowali, a on sam nie lubił wychodzić na podwórko?

*

Wiele wydarzeń nie dzieje się „ot tak”, bo w danym miesiącu planeta przechodzi przez jakiś określony punkt. Bywa, że przejście czy określona manifestacja energii odbywa się W ŚRODKU, gdy dookoła NIC NIE WIDAĆ! Z tego tytułu pojawiają się bardzo częste uwagi na forach w stylu:

  • Jowisz mi przeszedł przez descendent, miał być chłop, a ich nie ma!!
  • Jowisz mi idzie przez górę horoskopu, a nie chcą mnie awansować w robocie!!
  • Saturn idzie przez siódmy dom, myślałam, że on się ożeni, a ten nie chce
  • Pluton robi trygon do Wenus, myślałem, że dostanę podwyżkę, a tu… nic?!

Oczywiście księga skarg, zażaleń i całej reszty idzie w stronę wszystkich przejść i aspektowań Jowisza, gdyż on jawi się jako wieczny Św. Mikołaj gwiazdozbiorów. Słusznie, ale patrzmy nawet z logicznego punktu widzenia, co nie powinno być specjalnie wymagające:

a) Jowisz cyklicznie osiąga dane miejsca co 12 lat, czy to oznacza, że co 12 lat będzie następować ta sama manifestacja jego siły i będzie on systematycznie podsuwał awanse, gdy będzie następować przejście przez MC, a każda miłostka będzie związana z jego przejściem przez Marsa, czy Wenus?

b) Czy tranzyt Jowisza każdemu da „tyle samo”? Nie! Przecież warto przyjrzeć się znaczeniu Jowisza urodzeniowego, jaki on jest i co on w horoskopie „robi”. Zasadniczą kwestią jest tzw. „obietnica urodzeniowa”, czyli to, czego od Jowisza możemy w horoskopie urodzeniowym oczekiwać. Nie łudźmy się, że każde przejście Jowisza przez dany obszar, wyzwala ten sam typ energii. Że przejście przez MC utworzy zastępy kierowników, a descendentalny ruch spowoduje wysyp nowych małżeństw. Owszem – prawdopodobieństwo zdarzenia może się wznieść, ale przecież nie jest koniecznością!

No, ale nic tak nie cieszy jak PRAKTYKA. Poniżej jeden, bardzo ciekawy horoskop. W sumie, stosunkowo słabo eksploatowany. Może dlatego, że… trudny do wytłumaczenia, wyjaśnienia?

*

HOROSKOP BARACKA OBAMY (źródło: Astrodatabank)

barak_obama

Popatrzmy. Horoskop Baracka Obamy wydaje się „nietypowy”. Dziwaczny wręcz, z uwagi na to, że nic kluczowego nie znajduje się w domu dziesiątym (Saturn Clintona, Merkury i Słońce Busha seniora, Pluton Nixona) albo chociaż pierwszym (Merkury+Wenus+Pluton młodego Busha, Mars + Neptun/Wenus i Jowisz Clintona), o efektownych koniunkcjach (np Merkury-Jowisz-Mars Nixona, czy Księżyc-Jowisz młodego Busha) nie wspominając. Czy to ma być przywódca? Niespecjalnie to wygląda, czyż nie? Ciężko napisać tekst o „przywództwie” takiego polityka. Wydaje się, że jedyną siłą sprawczą jest tutaj Uran, chociaż koneserzy mogliby podnieść rolę „szczegółów”, czyli antiscion Jowisza odbijającego się równo na MC, albo niedocenianego Punktu Ducha („nad-Słońce”, jakby to powiedział John Frawley), będącego na Antaresie w domu dziesiątym, w trygonie do silnego Słońca. Jednak tego typu wisienki na torcie to wciąż mało. Gdzież się on, do cholery, przywódca, schował?

Spójrzmy jeszcze raz na tego Urana. Faktycznie, był to element zaskoczenia, co nawet wypomniał mu jego kontrkandydat na prezydenta, John McCain (wypowiedź Obamy: „będą próbowali was przestraszyć moją osobą”, mówiąc m.in., że „ma takie zabawne nazwisko i nie wyglądam tak, jak ci wszyscy inni prezydenci na banknotach dolarowych”, źródło: Wikipedia).

To zainwestujmy w tego Urana, dorzucając mu do towarzystwa Księżyc. Ostatecznie są to planety najbliżej położone osi głównych, ponadto tak dziwnie się złożyło, że w znaku Księżyca znajdujemy beneficzną Wenus (także w domu swej radości), a w Wodniku znajdujemy beneficznego Jowisza, z udziałem Wodnika na Ascendencie, o ile uznajemy, że Wodnik jednak ma więcej niż mniej z Uranem wspólnego.

No i próbuję uchwycić „moment zaskoczenia” Obamy i … MAM. W prawyborach do Senatu w marcu 2004 roku Obama wygrywa i staje się nieoczekiwanie wschodzącą gwiazdą, aby w czerwcu wycofał się jego kontrkandydat republikański. W listopadzie 2004 Obama wygrywa wielką przewagą głosów, uzyskując aż 70% głosów, zostaje senatorem. Efektem tego jest błyskotliwa kariera i zapowiedzi startu w wyborach prezydenckich, które równie błyskotliwie zostały urządzone i wygrane.

Co się dzieje w marcu i listopadzie 2004?

a) mamy „zwykły” uściślony tranzyt URANA DO KSIĘŻYCA (kwadraturę; ja tego sobie nie wymyśliłem…)

b) w okolicach lutego – marca 2004 Księżyc krąży obok ciekawej koniunkcji Punkt Ducha + Antares (a jednak „miało to sens”!)

c) ten sam progresywny Księżyc tworzy harmonijny, równy sekstyl do ASC (godzina Obamy jest wyjęta jak spod igły, z dokładnością co do minuty!)

d) dyrekcyjne Słońce uściśla aspekt trygonu do Saturna; dwa sygnifikatory są umiejscowione w „złych” miejscach, ale rządzą pierwszym i siódmym domem; na pewno ten typ aspektowania jest lepszy niż gorszy i częściej zapowiada lepsze, niż gorsze czasy

Nieźle, czyż nie? Barack Obama czerpie prawdopodobnie siłę z Księżyca (tożsamość, wrażliwość, całkiem sprawna otoczka medialna i ochrona życia prywatnego) i Urana („zaskoczenie”, pokonanie uprzedzeń rasowych, itd). Zjednoczenie tych sił uruchomiło silne procesy, których miejsce ma prawdopodobnie – taka moja hipoteza – w roku 2004. Być może istnieje kilkadziesiąt innych, wcześniejszych przesłanek, które zapoczątkowały te przemiany, ale to wymagałoby przeczytania przeze mnie całej biografii Obamy. Naiwnością byłoby jednak szukanie sukcesów Obamy poprzez szukanie „na siłę” tranzytów Jowisza, lub Saturna. Czy przejście Jowisza w listopadzie 2006 przyniosło coś szczególnego? Niekoniecznie, ale zabawnym nałożeniem jest fakt, że w tych miesiącach Saturn znajdował się na Uranie, a Pluton tworzył do niego trygon. Nie wiemy, co się działo, nie spałem w pokojach Obamy, ale trzy miesiące później ogłosił swoją kandydaturę na prezydenta. Być może wpływ Saturna/Plutona, jako modelu „skupienia władzy” wokół elementu zaskoczenia (Uran), zrobił swoje? Może wtedy przyszły prezydent USA podjął swoje kluczowe decyzje, by trzy miesiące później wystartować? Tak czy owak, ponownie w solariuszu 2006 Księżyc i Uran krzyżują się w kwadraturze wzajemnej.

Co wydarzyło się, gdy Obama wygrał pierwszą prezydenturę (co miało miejsce 4 listopada 2008 r.)? Ja osobiście dostrzegam takie perspektywy jak:

a) wejście progresywnego Księżyca na ASC (jeszcze brakują dwa stopnie, ale to już „tuż tuż”)

b) złączenie progresywnych Marsa i Merkurego, co bardzo się przydaje w bitwach i debatach (nie muszę dodawać, że Merkury tego horoskopu w jakiś sposób Księżycem zarządza)

c) wejście dyrekcyjnej Wenus na DSC, co na pewno pomaga w kontaktach z ludźmi i daje szeroko pojmowane korzyści (czy w dalszym ciągu warto ignorować progresje/dyrekcje – oto jest pytanie!)

Czy Jowisz, Saturn, albo inne planety „COŚ” robiły? Owszem, ale ich efekt prawdopodobnie dział się… na innych etapach kariery Obamy. W tym znaczeniu, że były to rzeczy niewidoczne, niekoniecznie mające związek z awansem, z podwyżką, albo większą radością. Obama nie wygrał podczas tranzytów Jowisza w totolotka. Przejścia planet nie powodowały efektu Bum Trach Bęc. Podobnie z horoskopami wielu osób – tranzyty planet przez kluczowe punkty, albo ich zaznaczenia w innych prognozach, aniżeli tranzyty, mogą wskazywać na długodystansowe cele, plany, podejście, zmianę perspektyw, albo inne okoliczności. Dlatego uważam i uznaję, że samo patrzenie na tranzyt danej planety i wymaganie od niej, że WYCZARUJE NOWĄ RZECZYWISTOŚĆ jest nadmiernym uproszczeniem i redukcjonizmem. Oczywiście samo zjawisko braku Bum Trach Bęc jest niekorzystne dla astrologa, ponieważ część osób traktuje jego profesję jak piekarnię, lub kiosk ruchu. Dlaczego prognozy się nie sprawdzają? Choćby z tego tytułu, że część osób oczekuje efektu tylko i wyłącznie dziejącego się na płaszczyźnie zewnętrznej. To nic, że Jowisz na MC pomaga, albo skłania ich do zmian planów zawodowych. To nic, że Saturn na DSC zmienia stosunek do otoczenia, czego owoce zostaną poznane po miesiącach, a nawet latach. To nic w końcu, że przejście Plutona spowoduje odkrycia … po latach! Nagle okaże się, że to, co się w nas działo kilka lat temu, stało się zaczynem bardzo silnej i bardzo intensywnej przemiany. Zaczęliśmy uruchamiać w sobie nowego ducha, nowe ziarna zostały zasiane, a stare światy zmieniły swój charakter. To zmusza nas i osób nas pytających, żeby wykonywać ciągle rodzaje silnych wglądów w swój własny, bardzo skryty i często niedostępny, sposób istnienia i funkcjonowania. Lecz czy w dobie Bum Trach Bęc, taka introspekcja jest w ogóle możliwa?

—  —  —  —  —  —  —  —  —  —  —  —  —  —

Napisano: 03/11/2016

© Wszelkie prawa zastrzeżone. Nie wolno kopiować treści, ani przekształcać w dowolny sposób bez zgody autora.

> ASTROLOG SZCZECIN < Wykorzystano program astrologiczny Urania, autorstwa Bogdana Krusińskiego

Jeśli interesuje Ciebie zamówienie horoskopu, albo rozmowa: KLIKNIJ TUTAJ

Trochę o sobie, dla zainteresowanych: TUTAJ

—  —  —  —  —  —  —  —  —  —  —  —  —

 

Comments

comments

One thought on “Tranzyty planet i pragnienia astrologa”

  1. Świetny artykuł…
    Właśnie od dawna obserwuję, że planety pokazują swoje działanie bardziej wewnątrz mnie, w moich przeżyciach, przemyśleniach, zmaganiach wewnętrznych, niż na zewnątrz, w formie konkretnych wydarzeń.
    Może Pań w końcu napiszę ksiazke? 🙂

Comments are closed.