Filozofowie, a „kod astrologii”, cz. 1. Kant, Nietzsche, Sartre.

Witam Państwa ! W ramach przyjemnego urozmaicenia wobec grozy „Katastroficznego Wątku” (vide: katastrofy samolotów) postanowiłem dla odmiany uruchomić nieco wyobraźni i puścić wodze fantazji. Latarnia poświeci na najbardziej wykpiwane (obok  prostytutki, polityka, oraz „zapewne” astrologa) zajęcie, jakim jest zdobycie Śniętego Graala Uniwersyteckiego, zwanego potocznie magisterką z filozofii. Do „prześwietlenia paradygmatów filozoficznych” posłuży naturalnie tajemnicze, obrzydłe „Coś”, tułające się i traktowane niczym jęki starożytnych spazmów. Nawet legendarne opryski z Szacownej Wody Święconej, oraz epidemie suszy ludzkiego racjonalizmu nie potrafiły uśmiercić Tego Czegoś do tej pory. Otóż, Astrologia istnieje i trzyma się dobrze, aczkolwiek elementarny brak „ofiary na tacę” daje się niektórym amatorom we znaki. Ale skończmy te tanie i populistyczne sztuczki, niegodne gwiezdnej posługi i zajmijmy się Antybohaterami – Filozofami. Niestety, godziny urodzenia nie są 100% pewne (dominuje tzw. kategoria B wg klasyfikacji Lois Rodden), zatem … powstrzymujmy się od twardych i pewnych osądów. Rozpocznijmy… Immanuelem Kantem. Oto radix IMMANUELA KANTA (proszę kliknąć Czytaj dalej… ->